29 sierpnia 2015

Never be the same again.

Telefony z przeszłości nie są dobre. Czasami naprawdę szanuję R. że nigdy się więcej do mnie nie odezwał. Jedyny mądry ze wszystkich! (Nie wierzyłam, że kiedykolwiek to powiem!) Spotkałam się z nim tylko raz w życiu i już wtedy oboje wiedzieliśmy, że żyjemy dalej i do tego jest nam tak dobrze. Teraz zaś zupełnie nie rozumiem sensu rozdrapywania rany, której gojenie zajęło mi aż tyle czasu, i żeby nie było, nadal ją odczuwam. Tego, że nie zatańczyłam poloneza na własnej studniówce nigdy w życiu nie wybaczę, dla jasności. Nigdy przenigdy. Po prostu... bo nie zawsze się tańczy poloneza do cholery, oto dlaczego. Nigdy nie zrozumiem też sensu w tym, dlaczego S. tak bardzo i tak na siłę w sumie, jak teraz na to patrzę, przymuszała albo mnie, albo jak w przypadku Aleksandra jego samego, do odnowy kontaktu. Jego przeprosiny były ewidentnie wymuszone, co jaj nie miał żeby sam z siebie do mnie zadzwonić? Wczoraj usłyszałam, że zbierał się od tego od dłuższego czasu. Prawdą jest, że skoro nie zrobił tego w ciągu pierwszego roku, to mógł już odpuścić. A co do Marti, prawdą jest, że nadal wszystko jest z mojej inicjatywy. Chciałabym, ale cały czas mam na sobie ten paskudny ślad myśli, że chyba tylko ja chcę i się staram. O czym zresztą przy każdej okazji przypomina mi moja ukochana S. (tak, inna S.) Nigdy już nie będzie tak samo, dla ścisłości. Jak to wyznałam wczoraj, w przypływie nowych myśli nieistnienia, do Behemota, nic co znam już nie istnieje. Pomijając fakt, że jestem zjebaną osobą przez to, że nie mając nawet 20 lat, byłam zaręczona i po 3 letnim związku, to jeszcze nie mam domu, w sensie wyprowadzam się, więc wszystko będzie nowe. Bez rodziny, bez przyjaciół (dopiero muszę poznać nowych w Łodzi... to dość intrygująca kwestia). Trochę się boję, a wczoraj już totalnie dałam się ponieść abstrakcyjnej depresji. A teraz jak na to patrzę na spokojnie (i na zmęczono po pracy), to w sumie tyle razy w życiu chciałam, marzyłam wręcz, żeby zacząć od nowa. No to zacznę. Powinnam się cieszyć, a zamiast tego się boję. Powinnam ekscytować się na myśl o odkrywaniu nowych urbexów z nowo poznanymi ludźmi, a zamiast tego myślę tylko o tym, że pozostawiam starych znajomych w Kielcach... Przecież i tak zostaną przy mnie Ci, którzy są czegoś warci... Więc kiedy stałam się tak cipowata? 

Jakbym napisała ten post wczoraj w nocy, brzmiałby dokładnie tak samo desperacko i emowsko, jak moje myśli 5 lat temu. Na szczęście nauczyłam się w ciągu tego czasu, że czasami trzeba po prostu ochłonąć, (co za zmiana!) I dostać, jak zimną wodą w twarz, słowami S. która jako jedyna z niewielu zna mnie tak dobrze, żeby wprost powiedzieć mi prawdę o mnie samej. A do tego wyśmiać przy okazji, że obie sobie robimy za parapsychologów. Co jest w sumie dobre, tylko czemu do cholery się nawzajem nie stosujemy do swoich słów? A nie poprawka... ja się czasami stosuję :) Prawda jest, że to jedyna osoba, która otwiera mi oczy i która sprawia, że staję się chorobliwie czujna, gdy tylko wyrazi jakąkolwiek swoją obawę. Bo zazwyczaj się sprawdza, ot co. Behemot też ma w sumie najczęściej racje, ale za to duży problem z artykułowaniem myśli, tak jak ona. Ona jest po prostu brutalnie bezpośrednia, agresywna wręcz. Milusie. Ciekawe czy z drugiej strony ja też taka jestem? Staram się przynajmniej *w* Anyway. Mogę wyzbyć się negatywnych emocji, ale już nigdy nie będę w głębszej relacji z kimś kto mnie zranił. Bo po co, po prostu. Nie mogę mu ufać i mimo tego, że otwarcia przyznałam, że moje uczucia nigdy nie wygasły, tak ze strony tejże osoby każde kocham jest pełne moich wątpliwości i niedowierzania. Nawet jeśli jest to szczere, to ja tego nie czuję. Intuicja czasami mówi więcej, niż zostało powiedziane. Tylko cały czas się pytam dlaczego? Nie mogępo prostu żyć sobie w spokoju dalej, bo jak nie wracamy po stokroć z dawną S. to nagle kurwa ON sobie o mnie przypomina. Samotność Cie dopadła w końcu czy co, do cholery? Nie umiem Cie nienawidzić, ale nie chcę też, aby moje życie było tak gmatwane i wywracane do góry nogami z powodu czyjegoś zwykłego i nic nie obchodzącego mnie kaprysu.


Już wystarczająco długo moje życie nie było o mnie.

- moje przemyślenia: cały czas uczę się zmieniać podejście, it's sooo hard to do
- muzycznie: Bastille - "Things we lost in the fire"
- modowo: SKÓRZANA RAMONESKA Z CAMDEN TOWN !!! <3 (w końcu...)
- nowy cel: nie być już więcej tak naiwna
- zachcianka: obejrzec w końcu te Star Wars
- serial na dziś: "Seks w wielkim mieście"
- film na dziś: "Leon Zawodowiec"
- dzisiejszy humor: buntowniczy

Brak komentarzy: