24 grudnia 2015

Nienawidzę świąt.


Gdy był Team to może jeszcze miało to jakiś sens. Gdy był śnieg też. Teraz tak naprawdę zdaję sobie sprawę, jak bardzo to nie ma dla mnie znaczenia. Jak bardzo ten jebany okres w roku, pierdolone media, reklamy i marketing potrafią zrobić człowiekowi gówno z mózgu. Nie wierzę, że jeszcze rok temu chciało mi się dzwonić do kogokolwiek, aby życzyć wesołego spierdolenia. Nie wierzę w to, ani wgl nie rozumiem, czemu tak mi zależało na kurwa świątecznych ozdobach, piernikach i innych chujach szmujach, przecież to tylko na pokaz. Nie wiem dlaczego kłamałam, dlaczego mam w sobię tak bardzo skrajną, drugą mnie, która powiedziała, że chce miec swój ciepły dom, rodzinę, dużą chujinkę i prawdziwe święta, gotując jak pojebana kwoka ciężkostrawne potrawy do 5 nad ranem, aby potem Twoje własne bahory mówiły Ci, że wolą cole i pizze. Pierdole to. Nigdy nie pozwolę sobie tak siebie zatracić. Chyba moim największym marzeniem odnośnie przyszłego życia jest, aby mieć taką pracę, która pozwoli mi brać urlop na cały ten okres świąt i wypierdalać czy to do Indii, Tajlandii, Syberii czy nawet dalej. Zawsze już będę sama, bo nie czuję, żeby ktokolwiek mi to zapewnił. Znowu mam przecięty kabelek z emocjami. Przeglądam zdjęcia i nigdzie nie ma nic ze śniegiem i mną, co mogłabym tu wrzucić. Kurwa. Nigdy mi tak nie brakowało zimy. Jak nie pojadę w jakieś góry to dostanę pierdolca, muszę, po prostu muszę iść w góry, spać w schronisku, iść na miód pitny albo jakiegoś grzańca, podumać trochę. Znowu straciłam grunt pod nogami, jak co roku i jak mam to niby wyjaśnić, jak?! Podoba mi się ta rola samotnika-męczennika, nie mogę zaprzeczyć. Ja po prostu wybrałam samotność i mówię to świadomie, wiedząc, kogo moge teraz skrzywdzić tymi słowami. Takich toksycznych ludzi powinno się utylizować.




Pośród doskonałego porządku dzisiejszego poranka czuję się nieprzyzwoicie samotna z tym moim pytaniem: Po co żyję?

- moje przemyślenia: ucieknę w Bieszczady
- muzycznie: Richard Walters - "Young Folks"
- modowo: na wigylyję sukienka z zakończenia liceum (y)
- nowy cel: Siekierezada
- zachcianka: narkotyki al dente, ewentualnie przytulenie
- film na dziś: "Służące"
- dzisiejszy humor: przytłaczający

21 grudnia 2015

Wszyscy jesteśmy zagubionymi gwiazdami.

Różne są poziomy świadomości. A co, jeśli w ostatecznym rozrachunku Hime odczuje, że Tsuki tak bardzo ją rozumie, że w konsekwencji zaburza jej funkcjonowanie i swoją otwartością ogranicza jej wolność? Czy miłość potrafi być przytłaczająca w swym ogromie? Czy kiedykolwiek na ziemi uda się komukolwiek zaznać takich kosmicznych uczuć? Jak bardzo musiałam się w sobie zamknąć, żeby otworzyć nigdy nie dotknięte pudełko, nową inspiracje, nowe odczuwanie? Inną niż zawsze przyjemność z formułowania, składania, pisania... Czy kiedykolwiek grałam literami, jak klawiszami podczas etiudy na zaliczenie? Wyostrzyłam swoje zmysły na decybele, korę mózgową na myśli w najsoczystszych kolorach. Dlaczego wcześniej nie umiałam, wręcz nie chciałam tego w sobie doznać? Albo raczej czemu uważam, że zawdzięczam to komuś, a nie samej sobie? Może mój egoizm jednak ma jakieś granice o czym warto wiedzieć, bo owa myśl pozostawia pewną nadzieję na ludzkie funkcjonowanie wśród ludzi. Kto z moich przyjaciół to doceni, lub chociażby dostrzeże? Mam coś niebezpiecznego w posiadaniu. Choć to posiadanie nigdy posiadaniem w pełni nie będzie. Księżyc dziś też nie jest w pełni, jednak miło było wrócić do utęsknionego przyjaciela. Wszyscy jesteśmy zagubionymi gwiazdami. Zgubię się tym bardziej, im więcej jest mojej przestrzeni. Jeszcze niedawno tak tego nie rozumiałam. Nigdy jeszcze wszystko nie było tak płytkie, błahe, nieznaczące, mikroskopijne, nieporównywalne. Dawno już nie miałam takiej władzy w słowach. Bałam się utracić tego, z czym najwidoczniej się urodziłam, a czego nie pielęgnuję wystarczająco. Umiejętność i emocja. Pisanie i kochanie. Wieczność leży rozbita przede mną, jej kruchość ukazała mi prawdę, której każdy z nas się obawia. Każdy gaśnie, prędzej czy później, nie każdy jednak przechodzi dalej, nie każdy umie dojść do umysłowej perfekcji w swoim życiu, czyniąc każde następne równie błahe. Nie wszyscy chcemy rozkwitać. Każdy zaś potrafi. Każda choroba jest uleczalna, każdy lęk. Zamilkłam w sobie wewnętrznie, dopuściłam do siebie dziwną traumę, z niewiadomych przyczyn uformowaną, nie czując się pewnie w tym co zawsze kochałam, czym jak również, poza wierszem, się komunikowałam. Nie śpiewałam od dawna i coraz trudniej jest mi z siebie wydobyć kolejny pierwszy dźwięk. Są jeszcze myśli i wspomnienia, które przytłaczają mnie, tak jak kiedyś, przed czerwcem. Nie palę, ale im bardziej poszerzam moją percepcję, tym bardziej mi tego brakuje. Tego krótkiego czasu, kiedy mogę patrzeć na biały, płonący papier i rozmyślać o wszystkim. Naprawdę, to z dnia na dzień jest coraz trudniejsze. Czasami mam wrażenie, że zaczęłam się w momencie, gdy powiesiłam na swojej szyi połówkę czarnego serca, niekiedy mam wrażenie, że przebudziło mnie zawieszenie obok miecza z rękojeścią smoka... Obudziłam się dawno temu, dawno temu pozwoliłam sobie stworzyć drugą siebie, lepszą i silniejszą. Od tamtej pory do dziś uwierała mi pewna kula przyczepiona do nadgarstka. Czasami wciąż jestem tak strasznie sama w tym kosmosie.

"It doesn't matter what you did
Who you were hanging with
We could stick around and see this night through"

- moje przemyślenia: uwolniłam umysł
- muzycznie: soundtrack ze "Zmierzchu"
- modowo: czarna, gotycka spódnica
- nowy cel: kupić świnię
- zachcianka: lody czekoladowe
- film na dziś: "Star Wars VII: Przebudzenie Mocy"
- dzisiejszy humor: empiryczny