24 października 2013

Wrzucamy kolejny bieg.

Wydawało mi się, że co roku tego dnia rzucałam tutaj kilka słów, aczkolwiek myliłam się. To będzie pierwszy, więc pewnie i ostatni post urodzinowy Resusa. 18-nastka - czekałam, czekałam, no i się doczekałam. Teraz już nie muszę się bać, że mi ktoś nie sprzeda piwa w sklepie. I to chyba jedyna zmiana, tak więc dla tych, co się łudzą - to nic nie daje. W moim przypadku jest wręcz gorzej. Gdybym mieszkała z rodzicami to w sumie byłby to kolejny, zwykły, nudny dzień, a w tym przypadku zaczyna się tentegowanie w główce - to nie dorosłość, lecz mimo wszystko prawo mnie teraz tak postrzega. Yey, mogę iść na wybory, mogę sama startować. No i już nie obowiązuje mnie największe kłamstwo świata "tak, potwierdzam że mam ukończone 18 lat", no bo w końcu z dniem dzisiejszym mam ^^



Co do 18-nastkowych wrażeń obudziłam się w środę koło 5 rano, bo usłyszałam jakiś huk z kuchni. Potem nagle jakieś *jebut* - dźwięk sztućcy na podłodze, aczkolwiek i tak myślałam co się dzieje, czy to koty szaleją, czy też może mieszkająca ze mną Szczygieł się zabiła w kuchni. Wychodzę z łóżka, zaspana, ale jednak wystraszona o to, że może naprawdę ona sobie coś zrobiła. Wchodząc do salonu (do kuchni idzie się przez salon) nie zauważyłam faktu tego, że włączone przeze mnie światło nie świeci (czyt. korki były wyłączone, ale ja z powodu zaspania nie ogarnęłam) i patrzę a tam siedzą dwie czarne postacie - pomyślałam, że pewnie koleżanki Szczygła nielegalnie zaproszone na noc, ale ta myśl szybko znikła, gdy zaczaiłam że one trzymają w rękach pochodnie... Mindfuck. Co prawda Safiu, która podeszła do mnie jako pierwsza przytuliła się do mnie, być może trochę za szybko, bo nawet nie zdążyłam zareagować, po prostu stałam w miejscu (co z tego, że przede mną jakieś czarne zakapturzone postacie z pochodniami, a ja myślę "co to kurwa za krucjata"). Ciekawe, jakże kochane, no i niezaprzeczalnie to będzie zapamiętane przeze mnie chyba do końca życia <3 Oczywiście potem chlałyśmy Jacka Danielsa, chyba do jakiejś 15, nie pamiętam, bo przyznam, że idąc porozmawiać przez telefon do pokoju po prostu usnęłam :) No i niestety nie obyło się bez kaca, ale w sumie gorsze jest to, że podczas salonowego pogowania do Rammsteina nadciągnęłam sobie mięśnie w karku i nie mogę za bardzo poruszać głową </3 Mimo wszystko było cudnie.
Jutro zaś impreza urodzinowa pod szyldem "zróbmy z siebie takie zombie, żeby nie musieć się stylizować na następny dzień na Zombie Party w Woorze". pozdro xd.