24 października 2016

Happy birthday to me.

Dzień urodzin minął mi niespodziewanie inaczej, niż sobie to kiedyś kiedyś planowałam. Dla niewtajemniczonych, zawsze przywiązywałam niemal magiczne znaczenie dla wieku 21 lat. Przede wszystkim dlatego, że stwierdziłam, że idealnie jest umrzeć, mając na nagrobku właśnie tę liczbę. Również dlatego, że postać Hime pierwotnie miała 21 lat, a utożsamiam się z nią jak mało z kim (w końcu to ja w wersji super koks elfka). Zawsze myślałam, że tego dnia urządzę bibę większą, niż 18nastka, że wgl będzie super ekstra cool i chuj wi co jeszcze. Rzeczywistość zweryfikowała latanie do skarbówki po papiery do stypendium, wizytę w szpitalu, jazdę z Kielc do Łodzi, a potem autostop z miejsca w którym mnie wyjebało do mojego akademika, prysznic i w sumie skończyłam tutaj. Miłym akcentem zdecydowanie była największa ilość telefonów z życzeniami (nie kłammy się, facebookowe życzenia to gówno). Mimo wszystko, jadąc busem do Kielc spisałam sobie kilka oto myśli, tak urodzinowo, w liczbie dwadzieścia jeden. Takie oto resusowe sentencje na dziś:
  1. Będąc spóźnialską i mając jeszcze bardziej spóźnialskiego faceta, zaczęłam bardzo cenić sobie punktualność.
  2. Podziwiam ludzi, którzy w moim wieku mieli już firmy etc, gdyż sama nadal czuje się dzieckiem i proszę Igora, żeby mi obierał kurczaka z kości.
  3. Przestałam chcieć umrzeć w tym wieku.
  4. Zrozumiałam, ze tak naprawdę można odnaleźć wolność w jej ograniczeniu.
  5. Naprawdę chce wziąć ślub (dzieci to nadal jest zbyt abstrakcyjny temat).
  6. Nie wstydzę się, ze słucham popu, lubię róż, albo ze lubię oglądać sagę Zmierzch (tym bardziej, ze ma genialny soundtrack),
  7. wiec nie mam problemu z ludźmi, którzy maja z tym problem. To ich problem.
  8. Doceniam podróże w busie, bo jest to najczęściej jedyny czas, jaki teraz mam na poważne, życiowo - filozoficzne rozkminy (ewentualnie nie przesypiam nocy z powodu takich myśli ;).
  9. Kiedy przychodzi czas, aby zacząć czuć się dorosłym? (Nie starym, ale po prostu)
  10. Odpowiedzialność niekiedy przychodzi po wielu latach po pełnoletności.
  11. Prawo jazdy w kieszeni to naprawdę świetna sprawa.
  12. Zamiast markowej torebki wole lecieć na Islandię. Aczkolwiek nie mam zamiaru w życiu nosić podróbek.
  13. Staram się nie przywiązywać, bo wszystko zazwyczaj się zmienia z czasem. Szczególnie poglądy polityczne.
  14. Przestałam być takim psem na żelki, jak w wieku 10 lat, ale pizza nadal jest świętością.
  15. Nadal boje się odpalać kuchenkę gazowa zapałkami.
  16. Czasami nie jesteśmy świadomi, jak drugi człowiek nas zmienił, dopóki nie minie jakiś czas, od jego utraty.
  17. Dochodzę do wniosku, ze jednak gdy nie grało się wiele w gry w dzieciństwie, to teraz nie daje to takiej satysfakcji, jak tym co grają od dziecka. Po prostu wole iść na huśtawki.
  18. Z wiekiem rośnie szacunek do matki i ojca. Zwłaszcza, gdy przeżywało się ostry okres buntu przeciwko nim, będąc nastolatkiem.
  19. Nie wiem jak robią to inni, ale ja nadal rozumiem swój sposób rozumowania, gdy byłam dzieckiem lub nastolatkiem, wiec dziwią mnie młodzi rodzice, którzy tego nie czają.
  20. W każdym wieku koty leczą smutki tak samo skutecznie. I gorąca czekolada.
  21. Wyobrażenia są tylko wyobrażeniami, rzeczywistość zaś lubi dawać po pysku marzycielom i planowiczom.
Wszystko. Mam nadzieję, że za rok nie najdzie mnie na 22 sentencje, bo nie chce mi się chyba aż tak filozofować. 21 było dla mnie etapem nałożonym na mnie przeze mnie samą, najwyższą barierą i obawiam się, że teraz czas poleci 4x szybciej, niż leciał od mojej 18nastki. To tylko i wyłącznie cyfry, bądź co bądź. A zdecydowanie ten dzień, w którym rano okazało się, że przez cąły dzień nie będzie prądu w moim domu, zrobiła mi moja mama, zabierając mnie na secend-handy oraz pizze <3 Dziękuję wszystkim za życzenia oraz za ogrom najebania się w następny weekend w Kielcach. A nawet randomowe osoby, które tu trafił i dotrwały do końca zapraszam do Kielc do knajpy Woor 31.10.2016r. na tak zwane Zombie Party (będę przebrana za wiedźmę najprawdopodobniej).

 (kocham Gosię <3 #thebestgosiaever)

- moje przemyślenia: urodziny nie dają już tyle szczęścia, co w dzieciństwie
- muzycznie: Pink - "Just give me a reason"
- modowo: sukienka z lumpów <3
- nowy cel: Islandia w 2017 roku
- zachcianka: sushiiiiii
- film na dziś: "Party Monster"
- dzisiejszy humor: szalony i wesoły

15 września 2016

Once I held a pony by its flying mane.

Robiąc porządki w torebce wpadłam na kartkę z kalendarza, każącą mi przygotować listę 25 rzeczy, jakie chcę zrobić przed śmiercią i mieć ją cały czas przy sobie, i często sprawdzać. Nie przyjdzie to łatwo, bo nie chcę zniżać się do rzeczy oczywistych. Obecnie szukam mieszkania w Łodzi, w sumie to pokoju, a tak naprawdę to łóżka do spania i toalety, bez jedzenia jakoś przeżyję, bez siusiania nie. Moje życie nie jest dzisiaj takie, jakbym chciała. Nie pojadę na Słowenię przez moje zdrowie i lenistwo, i nieuporządkowanie też, tak w sumie. Powinnam wyrzucić z szafy jeszcze jakieś w chuj rzeczy, ogarnąć się. Mam motywację dla niego, ale nie mam tej niezbędnej dla mnie. Tej każącej mi zmienić styl, wygląd dla samej siebie, pisać książkę, wiersze, chodzić do teatru, na wernisaże, pić słodkie czerwone wino w nocy i palić waniliowe cygaretki. Zapomniałam jak to jest kochać mnie i trochę mnie to smuci. Pociesza fakt, że siebie już nie nienawidzę. Jednak moje życie nadal nie jest ani choć trochę bliższe znośności. Chcę mieszkać z nim, a do tego długa droga. Po pierwsze muszę znaleźć pracę (czy to mogę wpisać jako punkt 1 z 25 na wymienionej liście??). Chciałabym do końca roku pójść choć raz do teatru i może w końcu, pierwszy raz w życiu wybrać się do filharmonii. Nie wierzę, że jeszcze tego nie przeżyłam. Brakuje mi ROH'a. Brakuje mi Czajkowskiego. Brakuje mi czegoś i tylko czasami mam czas przypomnieć sobie o tym braku. To są takie puzzle jak zawsze, tylko trochę mniejsze (ale nie znaczy to, że mniej ważne!). Zawsze podziwiałam ludzi z pasją czemuś oddanych - podróżami autostopem, beatboxem, harcerstwem. Takich którzy wydaje się to robią ciągle, ale jednak kochają to. Takich co wiedzą dokładnie jaki motyw by wytatuowali sobie na ręce z wplecionym motywem nieskończoności w to. I tych, który dla inspiracji pisarskiej są w stanie robić naprawdę lekkomyślne i hedonistyczne rzeczy. Takich, którzy dla miłości są w stanie nie zrobić wszystkiego, ale to konkretne działanie, które rzuca na kolana. Czy jeszcze kiedyś wrócę do tego? Czy uda mi się znowu być jednocześnie cool, fancy, spokojną, rozważną, zakochaną, ale i szaloną, bezmyślną, po prostu tą, wirującą lekko z wiatrem jesiennymi popołudniami. Gdzieś się sama sobie zapodziałam. Tak to jest, ja Resus dostaje zbyt wiele szczęścia na raz. Obawiam się tego roku w Łodzi. biorąc pod uwagę, że mam 8 dni na znalezienie lokum, chciałabym pracować, co doskonale wiem, że słabo mi to wychodzi. Nowa płyta Ghosta ssie, a moje wyniki badań są złe. Coś jeszcze? Wspominałam już, że nie pojechałam na Erazmus? Chiny pewnie też nie wyjdą, ale nie mogę tego mówić na głos, nie mogę przecież znowu do bycia przesadnie dramatyczną pesymistką. Chcę rzeczy jakich nigdy nie chciałam. Crossainta z masłem, ślubu, psa, ładnych paznokci, czegoś zwiewnego białego, zielonych ścian w którymś pokoju, szumu lasu w zimie. Chcę mocnej czarnej kawy i napisać wiersz. Herbaty, czytając Wiedźmina. Ten ciąg myśli może zwiastować nadejście depresji. Jesień się zbliża.



- moje przemyślenia: zdecydowanie jestem zbyt biedna
- muzycznie: The Tallest Man on Earth
- modowo: nadal potrzeba zmian!
- nowy cel: do kina na premierę Bridget <3
- zachcianka: lasagne albo zapiekanka ziemniaczana
- film na dziś: "Papierowe miasta"
- dzisiejszy humor: zapomniane uczucie tęsknoty

06 września 2016

Chyba nigdy nie nadawałam się do relacji w ludzi. Chyba z czasem wychodzi mi to coraz gorzej. Cały dzisiejszy dzień jest dla mnie trudny do przeżycia, powietrze jest jak smoła dla moich płuc. Po prostu mi ciężko, a im więcej się błąkam od ściany do ściany, tym jest gorzej. Znalazłam w tym prowizorycznie prawie pustym pokoju zbyt wiele wspomnień, zbyt wiele rzeczy, które potrafią natchnąć do przemyśleń. A nie mogę odnaleźć tych dwóch, których teraz szukam - płyty oraz zdjęcia. Życie jest naprawdę ironią samego siebie. "Siedzę sam w tej wieży bez dna"... Wiem, że nie wyjdę dzisiaj nigdzie, najwyżej pogłaskać kota, aby poczuć, że chociaż on jeden nadal z własnej woli do mnie przychodzi, mimo że zna mnie jak nikt inny, z mojej najgorszej strony. Pitu pitu... Oglądałam ostatnio program o badaniach naukowców o tym, że urazy głowy mogą powodować problemy z pamięcią, depresje i wgl w chuj symptomów, i ze jak np jest się ofiarą przemocy w  domu to urazy mózgu są takie, że mogą być mega szkodliwe, bo mózg się wtedy porusza w środku czaszki i mogą się uszkadzać tamte kanaliki wewnątrz i dziać różne rzeczy ogólnie oraz że z badań wynika, że 94% byłych graczy footballu amerykańskiego ma jakieś trwałe uszkodzenia. Jak byłam mała uderzyłam tak w beton tyłem głowy że powinnam wtedy umrzeć tak naprawdę, bo poszłam spać (a nie powinnam) i ponoć spałam wtedy niesłychanie długo. Ciekawe, czy stąd moja skleroza i to całe pomieszanie wewnętrzne i życiowe? Czy to naprawdę tak źle, że wiem, czego chcę w przyszłym życiu i nie waham się iść po trupach do celu? Nawet w tym co piszę teraz jest chaos, ale wychodzi on i z mojego serca, i z głowy. Ja już nawet nie myślę, ja gdzieś pędzę, sama nie wiem dokąd myślami.


- moje przemyślenia: "Smutna twarz, czy to już jestem ja"
- muzycznie: playlista staroci polskich
- modowo: nowe buty z Vagabond <3
- nowy cel: zasnąć, jak najszybciej
- zachcianka: na coś czekoladowego
- film na dziś: "Projektantka"
- dzisiejszy humor: pustka

03 września 2016

Got lost in this game.

A co, jeśli moje życie się rozpada? Co w sytuacji, w której stracę tę jedną jedyną stabilność obecną w moim życiu? Zaczyna mnie trochę przerażać perspektywa wyjazdu. Z innej strony podjęłam sama w sobie decyzję, że nie zostanę w tym kraju na stałe, nie ma co, nie wierzę, że w ciągu jakiś 20 lat coś się naprawdę zmieni, najpierw muszą poumierać te wszystkie stare dewotki. Zwłaszcza w Kielcach. Starałam się dziś bardzo być produktywna, wstając z łóżka o 13, bez kaca po poprzednim wieczorze z M. Wróciłam, zjadłam obiad, przeżyłam dość znaczącą dla mnie kłótnie. W sumie to nawet nie wiem czy to do końca kłótnia, raczej wymiana zdań, w której chyba, aż za jasno zostały zawarte poglądy każdej ze stron. Trochę jestem w rozsypce i być może stąd ten post. Rozważam od długiego już czasu jakąś terapię, chociaż sesje ze zwykłym psychologiem, a najśmieszniejsze, że i tak nie mam na to teraz czasu (nie będę pisać nic o tym, że hajsu również). Wzięłam długą kąpiel. Wiecie, taką relaksacyjną, z muzyką, pianą, przewracaniem się na wszystkie boki w ciepłej wodzie, przybierając pozy niczym modelki na plaży w sesji dla Vogue. Musiałam się zresetować. Chciałam coś zrobić z moją frustracją, wynikającą z totalnego niezadowolenia z mojego obecnego pokoju - dosłownie czuję się teraz jak taki Sims, któremu atrakcyjność otoczenia świeci się wściekle na czerwono. Nie umiem nic z tym zrobić, bo jestem cipą. Totalnie. Brakuje mi we mnie samej kopa do działania. Domena leniów i leserów najgorszego sortu. Doszłam do momentu znudzenia się internetem, fejsbukiem i innymi takimi rzeczami. Oglądanie stron o modzie oraz interior design mnie męczy. Kurwa, nawet porno mnie męczy (ale nie tak jak powinno). Bawiąc się w psycholog dla samej siebie, stwierdziłabym, że jest to zapewne efekt popadnięcia w stagnację, która dobetonowała się już do mojego szpiku. Wpadłam dziś na pomysł nowej książki. No, albo opowiadania, whatever. Susząc włosy myślałam o pierwszych kilkudziesięciu zdaniach. Czułam potencjał. Zamiast tego, piszę to. Naprawdę czasami podziwiam mój fenomen odkopywania trupa tej strony raz na jakiś czas. Że też mi się chce?, co nie. Jest progres, odkurzyłam i przesunęłam łóżko, co spowodowało, że musiałam także przesunąć pudła, których do tej pory nie rozpakowałam. Wszystko to, aby przekonać się, że wszystko to wygląda beznadziejnie. W tym pokoju obecnie poza moimi rzeczami i komputerem nie ma NIC, czego bym w tym pokoju chciała. Na dodatek moja kochana madre kupiła do tego pokoju takie łóżko, które nie dość, że zaburzyło CAŁĄ koncepcje, to dodatkowo nie mam go gdzie i jak ustawić. Cudownie. Oczywiście chuj ich to rusza, jak zawsze zresztą. Nie mam zamiaru rozpisywać się o całej reszcie, nie warto. Nie warto jest się mi aż tak złościć, mam na myśli. Całe moje życie, to w jakiś sposób "rodzinne", jest beznadziejne. Nienawidzę mojej rodziny za zatruwanie mi umysłu i szarpanie nerwów na poziomie zawodowym. A, i mienie w dupie tego, co ja myślę i chcę. Dzięki.
Mam nadzieję, że chociaż nie będzie to końcem z panciem, bo szczerze, nie wyobrażam sobie, jak niby miałabym się po tym pozbierać. Z drugiej strony Resus aż krzyczy na mnie, żebym jednak wybrała samą siebie i choć raz zważyła głównie na moje potrzeby i pragnienia. Jeśli nikt w moim życiu nie będzie ich rozumiał, to jak niby mam je spełniać? Za bardzo jestem zniszczona moim doświadczeniem, daleko wykraczającym poza mój wiek, abym umiała normalnie odnaleźć się w środowiskach, w jakich teraz muszę przebywać. Nie wiem jednak, czy którekolwiek z nich (poza studiami i organizacją, rzecz jasna) jest moim świadomym wyborem, czy raczej brakiem opcji. M. wprowadza mnie w bardzo złe poczucie, że naprawdę tylko on rozumie moją chęć zwojowania świata, mieszkania w PH na Manhattanie (albo gdziekolwiek z ładnym widokiem na NYC) i ogromnej garderoby, jak z bajki, z butami od Manola, wszystkimi kultowymi torebkami i ogromną kolekcją gorsetów. Zostając w tym stanie nigdy do tego nie dojdę.

- moje przemyślenia: chcę już stąd wylecieć
- muzycznie: playlista Linkin Park
- modowo: gotycka suknia za 11,50 z lumpa <3
- nowy cel: zdać praktykę 20 września!!
- zachcianka: kupić sobie nowe meble
- film na dziś: "Dziewczyna z sąsiedztwa"
- dzisiejszy humor: coś tam jednak chcę działać


10 sierpnia 2016

It must be a bad trip.

Gdybym nie była ostatnio na lekach, chlałabym. I wiem, że nie należy to do najlepiej brzmiących wyznań ostatnimi czasy. Tzn. nie jest źle. Aż tak. Poza faktem, że przeszłam przez zbyt wiele myśli kończących się na moim skończeniu. Z miłości, a jakżeby inaczej w moim przypadku. Nie wiem czy chcę się w to tutaj zagłębiać. Mam wrażenie że dualizm każdej części składowej mnie staje się nie do zniesienia. Cóż mogę na to poradzić? Pogodziłam się z tym, że nikt mnie nie zrozumie tak, jakbym tego pragnęła i że zawsze w pewien sposób już na zawsze pozostanę samotna. Uczę się do testów z teorii prawka, bo chciałabym już je bardzo zdać (w końcu wzięłam się za to jakieś 3 lata temu...), ale obawiam się, że stres mnie zje na praktyce. Zresztą jak, jako kobieta mam wiedzieć że najpierw trzeba koło odkręcić, a potem podnieść auto, jak nigdy w życiu tego nie robiłam i nie będę robić? To mechanik ma umieć, nie ja... No ale przecież wiadome jest, że nasze państwo raczej nie słynie z tego, żeby uproszczać swoim obywatelom życie ;)



Chciałabym w tym roku akademickim pracować. Zarobić hajs na wakacje, na rzeczy do mojego mieszkania przyszłego (w Home&You jest tyle kotków, sówek i lisków, no skądś trzeba mieć na nie pieniądze! ;) no i na jakieś ciuchy. Wypadałoby w końcu kupić jakiś porządny płaszcz na zimę. I nowy gorset :3 I tak wiem, że z takim podejściem nigdy nie zaoszczędzę nic, ale chyba już mi to rybka. Jakoś tak, chcę żyć, a nie ciągle sobie odmawiać. Zresztą, Ci którzy już mnie trochę poznali wiedzą, że jestem cholernie rozrzutna. I lubię to. Może to i dobrze, że nie urodziłam się w mega bogatej rodzinie. Tak to przynajmniej mam radochę, gdy w końcu dostanę coś, czego bardzo pragnę (a co znając mnie, jest zapewne bardzo drogie). Tak jak na przykład mój iPhone 6S, z którego do tej pory nie mogę zdjąć simlocka XD #pozdro600

Chyba jest w miarę dobrze.


- moje przemyślenia: jestem okropną kociarą
- muzycznie: Major Lazer & DJ Snake - "Lean On"
- modowo: po wielkich porządkach w szafie!
- nowy cel: zdać teorię w piątek
- zachcianka: iść do kina
- film na dziś: "Carol"
- dzisiejszy humor: zmęczona i niewyspana

19 czerwca 2016

If you want to see the impact, be the impact.

Moje tytuły nigdy nie były przypadkowe. Życie bez stałego łącza to prawdziwy koszmar, a zarazem jakoby wybawienie od zła i brudu tego świata. Wczoraj dowiedziałam się o masakrze w Orlando i nie będę ukrywać, jak mną to wstrząsnęło. Może nie samo wydarzenie w sobie, może nie bilans ofiar i rannych, który ponoć jest największy w dziejach. Trafiły mnie dwie rzeczy. Hołd jaki złożono 22 letniemu Luisowi Velma (fan HP, ludzie zebrali się w parku rozrywki w Orlando i podnieśli różdżki, dokładnie tak, jak w hołdzie po śmierci Dumbledore'a). Drugą rzeczą jest świadomość, że naprawdę musimy wszyscy zacząć działać, robić coś, ujawniać się. Nigdy w życiu nie czułam się tak zmotywowana. W tym semestrze przygotowywałam prezentację o filmach i serialach queer, w trakcie przygotowań rozwinęła mi się ciekawa konwersacja z C. i dowiedziałam się od niej, że zaczęła się angażować w swoim środowisku lokalnym. Ja również angażuję się w środowisko łódzkie i zmieniam je za pomocą AIESEC - dzięki niemu mogę szerzyć tolerancję kulturową, ale czas chyba, abym zajęła się również stricte tym tematem. Zwłaszcza, że sama też czuję się kolorowa. Mam nadzieję, że uda mi się to ogłosić światu w trochę bardziej spektakularny sposób.

Kolejnym motywem dlaczego po prawie 2 miesięcznej przerwie znów tu wróciłam, są te dwa artykuły:
  1. Potrafisz powiedzieć: jestem ładna? 
  2. Chcę być ładna.
Jestem kobietą i może moje życie nie jest wyjątkowo ciężkie w tym kraju, tak archetypy narzucone mi przez obyczaje, kulturę i wychowanie sprawiają, że źle czuję się sama ze sobą. Jak kiedyś wędrowałam w głąb duszy, tak od dziś chcę zacząć Podróż Do Samoakceptacji. Mój ukochany pomaga mi w tym niezmiernie, lecz nikt poza mną samą nie naprawi tego, co mam w głowie. Bardzo chciałabym postawić się dokonanemu na mnie praniu mózgu, jaki robi mi codziennie fb, insta, magazyny o modzie, znajomi, rodzina i media. Postawić się stereotypom i nieatrakcyjności, w którą wierzę. Zmienić narzucony przez masy ideał, który jest tylko photoshopową imaginacją i kreacją. Dziś nadszedł dzień w którym postanowiłam działać. Narodziła się nowa Resus.


- moje przemyślenia: nie mam się już czego bać, pora przestać się smucić
- muzycznie: Kasia Nosowska
- modowo: czas wyrzucić jakieś 90% ubrań, postawić na czerń <3
- nowy cel: zacząć działać!
- zachcianka: iść do kina
- film na dziś: "V jak Vandetta"
- dzisiejszy humor: trochę stęskniona

30 kwietnia 2016

Any heart not tough or strong enough.


W pierwszym momencie zakrztusiłam się własnym powietrzem. Straciłam głos na wystarczającą ilość czasu, żeby przeszła koło nas. Inaczej byłabym pierwszą, która ją powitała. Czy poczuła się tym urażona? Być może. Ja w tym czasie panikowałam i wariowałam. Naprawdę nie przewidziałam, że to tak mną wstrząśnie. Nie sądziłam też, że to stanie się właśnie teraz, gdy on nie mógł być przy mnie, jedyna osoba która mogłaby mnie wtedy uspokoić. Jest to o tyle katastrofalne, że sytuacja idealnie nastroiła mnie do wspomnień, sentymentów oraz wątpliwości. Tak jak mówiłam mu niedawno - czuję, że stoję w miejscu. I świat zanika tylko czasem w tych długich włosach. Resztę zgarnia stagnacja i niespełnienie. To nie jest depresja, to po prostu stan znieruchomienia. Szkoda, że tego nie czytasz i tego nie rozumiesz. Własnie dlatego mam te wątpliwości. W sumie to pomyślałam sobie, że napisze post bo to była ostatnio dość mocna zmiana w moim nastroju, ale teraz jak o tym myślę to nie chce mi się. Dziś mam grill i parapetówkę w domu w Górnie i z jednej strony dobrze, że ją zorganizowałam, a z drugiej nie chcę żadnego towarzystwa... Dlatego dobrze, że jednak nie zostanę sama. Nie rozumiem trochę powodów, dlaczego jestem sama w tej chwili, ale może niekiedy nie ma co się zastanawiać. Wiem że mój powrót do Kielc na dłużej niż tylko weekend i nie tylko po to, aby zgarnąć papu od mamy, ale podczas którego jednak przebywam tu choć trochę tak, jak kiedyś sprawi, że zacznę myśleć nad wieloma sprawami. Naprawdę nie chcę być jak tamta suka i powtórzyć jej słowa, zwłaszcza teraz, gdy Cię nie ma. Nie chcę być dziewczyną z problemami. Nadal ćpam Wilczą Zamieć. Nadal nie rozumiesz dlaczego. Dlatego tak się czuję. Znowu wracam do poprzednich stanów...

"I'm young, I know
But even so I know a thing or two 
And I learned from you 
I really learned a lot, really learned a lot 
Love is like a flame 
It burns you when it's hot 
Love hurts, oh, love hurts"

- moje przemyślenia: nigdy nie przestaję kochać w jakiś sposób
- muzycznie: starocie polskie, chyba wiecie co to znaczy
- modowo: chooker i czerń, idealnie
- nowy cel: odnaleźć uśmiech bez niego
- zachcianka: sushi w Akasace
- film na dziś: "Między słowami"
- dzisiejszy humor: odpowiedzialna pani domu

25 lutego 2016

Teach me gently how to breathe.

Wracają stany depresyjne, mimo że dzięki ciężkiej pracy już nie wszystko wydaje się być szare dookoła; nadeszły smutki nieoczekiwane i jakby niezbyt zrozumiałe. Wsłuchuję się w "Hipotermię" przez cały dzień, jakże bardzo chciałabym podziękować za ten dźwięk, za te słowa, intonacje i sens. Trochę przybijam się, bo myślę o tym, że w sumie to jestem osamotniona troszkę. Nie ma moich przyjaciół, nie mam komu wyrządzić kolacji, chce przestać całkiem pić, chce ćwiczyć i schudnąć w końcu, bo ile można narzekać i płakać na swój widok, nie robiąc z tym nic, ile razy można znieść zażenowanie ze zbliżeń, dotyku? Brakuje mi jakiejś nocy filmowej, pidżama party (dzieciństwo!), brakuje mi Martini z trójkątnego kieliszka z oliwką [zieloną], brakuje mi śniadania we Wrocławiu, brakuje mi pewności, że mogę; brak regularności, brak wiary, ciągła pustka, nawet gdy przerzucam się z puzzli na klocki, to zawsze brakuje elementu jednego, no może czasem dwóch, wkurzam się na siebie, że nawet powolność laptopa umie mnie wprowadzić w ten marazm. Nie zdałam testu próbnego, ani z hiszpańskiego, a dziś też z angielskiego, nie umiem się uczyć, nikt tez mi nie pokazał jak jeść i żyć zdrowo, narzekam jak małe dziecko, a przecież w głębi wiem, że nie mogę tego zarzucić nikomu. Najgorzej jest, gdy zaczynam myśleć, jak wiele żałuje, jak wiele zepsułam, zmarnowałam, jak bardzo mogłam inaczej. Jak bardzo krzywdzę się swymi słowami, bo wiem, że gdy to wszystko przeczytasz, to także będziesz czuł się źle - i ja to wiem, a nadal nie mogę przestać, czasami potrzebuje medium, a tu jest moja myślodsiewnia. Czasami nie umiem patrzeć w żaden sposób pozytywnie, chce tylko zapaść się gdzieś, lub pod kołdrą ukryć, czasami nie chce nikogo widzieć, czy to naprawdę takie dziwne? Czasami sama siebie zadziwiam tym, jak wiele potrafię sobie zarzucić, wypomnieć, czasami wręcz nie mogę ze sobą wytrzymać, po prostu czasem tylko jedna z nas przy zmysłach nas trzyma.

"There's something inside me that pulls beneath the surface 
Consuming, confusing 
This lack of self control I fear is never ending 
Controlling, I can't seem 
To find myself again 
My walls are closing in 
(Without a sense of confidence I’m convinced that 
there’s just too much pressure to take) 
I've felt this way before 
So insecure"

- moje przemyślenia: czasami naprawdę jestem beznadziejna
- muzycznie: Zeus - "Hipotermia"
- modowo: pora na porządki w szafie
- nowy cel: kupić kiecki na zbliżające się wesela (4!)
- zachcianka: "pobyć chwilę sam..."
- serial na dziś: "Breaking Bad"
- dzisiejszy humor: przełamany na pół

07 lutego 2016

"każdy odrobinę umiera sam"

"Tego nie da się przeżyć we dwoje, każdy odrobinę umiera sam" - jeden z lepszych cytatów odnośnie miłości, jaki ostatnio spotkałam. Bardziej bystrzy chyba mogą się zorientować o który dokładnie aspekt miłości chodzi ;)





Wgl byłam pierwszy raz w życiu w Bieszczadach. Nazbierało się nam już trochę tych pierwszych razów. Chyba jednak o to chodzi, nie tylko w związkach, ale i w życiu. "A Ty kiedy ostatni raz robiłeś coś po raz pierwszy?" - takie pytanie napotkałam kiedyś w internetach i szczerze mówiąc szkoda mi ludzi, którzy muszą się zastanowić nad odpowiedzią. Ja cały czas robię coś nowego, nieznanego, albo po prostu no... jem coś czego jeszcze nigdy nie jadłam, proste XD (still muszę spróbować ośmiornicy!)


Słucham Johnny B, Runaway Train, Lemon Tree i tego typu rzeczy i w sumie. Miałam grać w Sims 2 (wczoraj 7 godzin budowaliśmy z I. sam dom, masakra, ta gra rozwala rodziny, sprawdzone info - pół godziny kłótni o to czy ma być drewno w salonie czy wykładzina... nadal uważam, że wykładzina bardziej pasowała do ścian XD), przeglądałam jednak zdjęcia z Jaro i wgl jakoś tak sentymenty, sentymenty. Teraz brakuje mi takiego samotnego wyjazdu i poznania ludzi. Pojechałabym znowu na koncert AC/DC. Chcę mega pójść na koncert Ghosta, którego ostatnio ćpam garściami. Nawet sobie koszulkę od Agunesu kupiłam :D Nawiasem mówiąc załamałam się, jak się zorientowałam jaka byłam chuda jeszcze 3 lata temu na Jarocinie, a ja już wtedy głupia sobie wmawiałam, że jestem gruba... taaaa. 10 kilogramów temu. Powinnam prowadzić pamiętnik, jak Bridget Jones zaczynając wpis od aktualnej wagi. Nevermind. Wracając, to w sumie co ja chciałam ten tego?? Aaa... W sumie to czasami mam trochę smutne wrażenie, że umarła we mnie pewna "ja", tamta buntowniczka, szalona, ustępując miejsca mnie, bardziej wygodnickiej i chyba już mniej spontanicznej. Czasami mnie to boli. Chciałabym bardzo zrobić w tym roku coś, co pozwoli mi zmienić to myślenie. Wgl chciałabym tak bardzo wiele zrobić, a także tak wiele rzeczy już zaczęłam. Mam czasami wrażenie, że mam tak mało czasu. Nie na co dzień, ale tak ogólnie - że spokojne i powolne podchodzenie po kolei do każdej ze spraw jest co prawda może i rozsądne, ale życia może nie starczyć, żeby zrobić wszystko co się chce. Takie myślenie również sux. Mam nadzieje, że pod koniec tego roku, pisząc jego podsumowanie uznam, że wzięłam się za walkę z moim odwiecznym lenistwem (w tym roku nawet podsumowania nie zrobiłaś, leniu jeden!!) i uda mi się naprawdę rozkręcić pod względem studiów, zaangażowania w jakąś działalność społeczną, a nuż może ruszę z własnym biznesem, no i będę regularnie pisać jakiekolwiek teksty, wezmę się za książkę i takie tam. No i chcę schudnąć. Nawet nie że chcę, tylko już kurwa muszę wręcz. No i wgl tak jakoś mam wielki przypływ mocy, chcę robić wiele, mam dość zamulania i narzekania, po prostu rzeczy jakie mnie wkurwiają zaczynam odcinać, zamykać złe źródła. To dobra taktyka, zająć się czymś rozwijającym, twórczym. Nie rozumiem, jak mogłam wcześniej żyć inaczej. Naprawdę nie ma obecnie niczego w moim życiu, co by mogło mi je zatruwać. W końcu odnalazłam moją harmonię. Miłość naprawdę czyni cuda, ale jeszcze większe cuda czyni świadomość. Lecę więc grać w Simsy na wyłączonej wolnej woli :*

- moje przemyślenia: sesja zdana za pierwszym, średnia 4,08 !
- muzycznie: mieszanka staroci i Ghost
- modowo: gotycka spódnica z krynoliną <3
- nowy cel: Bieszczady jak będzie ciepło
- zachcianka: baoburger w Renamencie
- gra na dziś: Sims 2
- dzisiejszy humor: jak najbardziej pozytywny ;)

23 stycznia 2016

Na końcu ścieżki...

Dokładnie rok temu zaczęłam moją wędrówkę w głąb duszy. Nie sądziłam, że jej koniec okaże się być tak pozytywny i soczysty. Właśnie spędziłam 24 godziny z moim ukochanym. Nie odważę się go jeszcze nazwać miłością mojego życia, bo na razie na tym miejscu nadal utrzymuje się S. (i jako płeć piękna chyba nigdy nie zejdzie z piedestału), jednakże wiem, że to z tym człowiekiem mogłabym przejść Via Regię, zwiedzić cały świat, zasypiać i budzić się, bez znudzenia sobą spędzać każdy dzień, jeść, śmiać się, być szczęśliwą... Bo po raz pierwszy w życiu jestem w 100% naprawdę szczęśliwa i nie boję się, że to szczęście stracę. Dla takiego efektu zaczęłam moją wędrówkę, ale przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że to naprawdę mnie kiedykolwiek spotka. Zawsze czułam się takim bohaterem okresu romantyzmu, Werterem mojej epoki, czując że jestem niezdolna prawdziwie kochać, być kochaną, bez żadnych zawoalowań, dram, bez nadziei na to właśnie szczęście. Rok temu, po tym jak dostałam od niej publicznie w pysk w Tunelu stwierdziłam, że pora coś zmienić. Zaczęłam czytać "Jedz, módl się, kochaj" i ta książka już na zawsze pozostanie w mojej pierwszej 10. Dzięki niej podjęłam tak szybką decyzję o wylocie do Indii, czego nigdy nie żałowałam. W ciągu tego roku także zrezygnowałam ze studiów prawa, bo wiedziałam, że nic mi to nie da i tylko zmarnuję te 5 lat życia i do tej pory uważam to za jedną z najlepszych moich decyzji, bo kocham studia na których jestem, poza tym wyprowadziłam się w końcu z Kielc, mieszkam sama i to właśnie tu poznałam I. Poza tym, rozstałam się w końcu definitywnie z S. co było wgl jednym z najcięższych przeżyć mojego życia i wiem że gdyby nie parę osób, jakie były przy mnie w tamtym okresie, to mogłoby być naprawdę ciężko. Jeszcze do niedawna miewałam koszmary, ale teraz już chyba mogę spokojnie powiedzieć, że mam za sobą ten rozdział i znowu wróciłam do wspominania tylko tego, co było piękne, a nie tego co było złe, jak to miałam z początku. Wiersze już na zawsze pozostaną, ślad na sercu również, ale to samo serce teraz odżyło, będąc jeszcze większe, niż wtedy. Tak musiało być po prostu. Wyleciałam do Anglii na 4 miesiące, aby odpocząć od wszystkiego i ułożyć się, choć co prawda przyjeżdżając do Łodzi pozwoliłam sobie tę równowagę zachwiać przez Jelenia, aczkolwiek wróciłam do normy i teraz żyję w końcu swoim rytmem, nie czyimś, a swoim własnym, Staram się odżywiać zdrowo, ćwiczyć, uczę się, rozwijam kulturalnie, jak zawsze, choć staram się tyćkę bardziej, czytając więcej książek i starając się odkrywać nowe horyzonty muzyczne. Studiuję i sprawia mi to radość. Staram się pisać książkę i mam nadzieję, że uda mi się to w tym życiu. Moja zmiana powoli dobiega końca i prawda jest taka, że mało co jest teraz w stanie mnie zburzyć, Jadę po raz pierwszy w życiu w Bieszczady. Chcę w tym roku wrócić do Rzymu. Mam tyle planów, tyle rzeczy, które chcielibyśmy zrobić... Pierwszy raz odczuwam, że miłość może być męcząca, zwłaszcza, gdy dzielą nas te kilometry między osiedlami, a ja muszę zasypiać sama pod moim wielkim oknem ze wspaniałymi zasłonami, które mi powiesił <3 Nikomu tak nie ufałam i przed nikim nie było mi się tak łatwo otworzyć, być szczerą, nie kłamać, nie grać, nie zmyślać, nie kombinować, nie uciekać, nie zdradzać. Bo nie mam powodów zresztą. Odnalazłam mojego Tsukiego na ziemi. To chyba największe miłosne wyznanie, jakie mogłam kiedykolwiek wypowiedzieć.


"Bo czasem tak jest
Ze gdy trafisz na to jedno z wielu
Spojrzenie
To juz wiesz
Ze przed Tobą cała nowa era
Sie rozświetla
I w pozornie niemożliwym 
Zbiegu sytuacji 
Wywiązuje sie zupełnie nowa
Relacja
Ktora w istocie swojej nieprawdopodobnosci
Soczystą staje sie ostoją
Miłości"

18.01.2016 by <resus>

- moje przemyślenia: nie chcę zasypiać już sama
- muzycznie: "Happy Together" i "Manerwy Szczęścia" <3
- modowo: gotycko coraz częściej
- nowy cel: zrobić moją zapiekankę z kurczaka
- zachcianka: gorąca czekolada :3
- film na dziś: "Biała Masajka"
- dzisiejszy humor: rozświetlona