03 września 2016

Got lost in this game.

A co, jeśli moje życie się rozpada? Co w sytuacji, w której stracę tę jedną jedyną stabilność obecną w moim życiu? Zaczyna mnie trochę przerażać perspektywa wyjazdu. Z innej strony podjęłam sama w sobie decyzję, że nie zostanę w tym kraju na stałe, nie ma co, nie wierzę, że w ciągu jakiś 20 lat coś się naprawdę zmieni, najpierw muszą poumierać te wszystkie stare dewotki. Zwłaszcza w Kielcach. Starałam się dziś bardzo być produktywna, wstając z łóżka o 13, bez kaca po poprzednim wieczorze z M. Wróciłam, zjadłam obiad, przeżyłam dość znaczącą dla mnie kłótnie. W sumie to nawet nie wiem czy to do końca kłótnia, raczej wymiana zdań, w której chyba, aż za jasno zostały zawarte poglądy każdej ze stron. Trochę jestem w rozsypce i być może stąd ten post. Rozważam od długiego już czasu jakąś terapię, chociaż sesje ze zwykłym psychologiem, a najśmieszniejsze, że i tak nie mam na to teraz czasu (nie będę pisać nic o tym, że hajsu również). Wzięłam długą kąpiel. Wiecie, taką relaksacyjną, z muzyką, pianą, przewracaniem się na wszystkie boki w ciepłej wodzie, przybierając pozy niczym modelki na plaży w sesji dla Vogue. Musiałam się zresetować. Chciałam coś zrobić z moją frustracją, wynikającą z totalnego niezadowolenia z mojego obecnego pokoju - dosłownie czuję się teraz jak taki Sims, któremu atrakcyjność otoczenia świeci się wściekle na czerwono. Nie umiem nic z tym zrobić, bo jestem cipą. Totalnie. Brakuje mi we mnie samej kopa do działania. Domena leniów i leserów najgorszego sortu. Doszłam do momentu znudzenia się internetem, fejsbukiem i innymi takimi rzeczami. Oglądanie stron o modzie oraz interior design mnie męczy. Kurwa, nawet porno mnie męczy (ale nie tak jak powinno). Bawiąc się w psycholog dla samej siebie, stwierdziłabym, że jest to zapewne efekt popadnięcia w stagnację, która dobetonowała się już do mojego szpiku. Wpadłam dziś na pomysł nowej książki. No, albo opowiadania, whatever. Susząc włosy myślałam o pierwszych kilkudziesięciu zdaniach. Czułam potencjał. Zamiast tego, piszę to. Naprawdę czasami podziwiam mój fenomen odkopywania trupa tej strony raz na jakiś czas. Że też mi się chce?, co nie. Jest progres, odkurzyłam i przesunęłam łóżko, co spowodowało, że musiałam także przesunąć pudła, których do tej pory nie rozpakowałam. Wszystko to, aby przekonać się, że wszystko to wygląda beznadziejnie. W tym pokoju obecnie poza moimi rzeczami i komputerem nie ma NIC, czego bym w tym pokoju chciała. Na dodatek moja kochana madre kupiła do tego pokoju takie łóżko, które nie dość, że zaburzyło CAŁĄ koncepcje, to dodatkowo nie mam go gdzie i jak ustawić. Cudownie. Oczywiście chuj ich to rusza, jak zawsze zresztą. Nie mam zamiaru rozpisywać się o całej reszcie, nie warto. Nie warto jest się mi aż tak złościć, mam na myśli. Całe moje życie, to w jakiś sposób "rodzinne", jest beznadziejne. Nienawidzę mojej rodziny za zatruwanie mi umysłu i szarpanie nerwów na poziomie zawodowym. A, i mienie w dupie tego, co ja myślę i chcę. Dzięki.
Mam nadzieję, że chociaż nie będzie to końcem z panciem, bo szczerze, nie wyobrażam sobie, jak niby miałabym się po tym pozbierać. Z drugiej strony Resus aż krzyczy na mnie, żebym jednak wybrała samą siebie i choć raz zważyła głównie na moje potrzeby i pragnienia. Jeśli nikt w moim życiu nie będzie ich rozumiał, to jak niby mam je spełniać? Za bardzo jestem zniszczona moim doświadczeniem, daleko wykraczającym poza mój wiek, abym umiała normalnie odnaleźć się w środowiskach, w jakich teraz muszę przebywać. Nie wiem jednak, czy którekolwiek z nich (poza studiami i organizacją, rzecz jasna) jest moim świadomym wyborem, czy raczej brakiem opcji. M. wprowadza mnie w bardzo złe poczucie, że naprawdę tylko on rozumie moją chęć zwojowania świata, mieszkania w PH na Manhattanie (albo gdziekolwiek z ładnym widokiem na NYC) i ogromnej garderoby, jak z bajki, z butami od Manola, wszystkimi kultowymi torebkami i ogromną kolekcją gorsetów. Zostając w tym stanie nigdy do tego nie dojdę.

- moje przemyślenia: chcę już stąd wylecieć
- muzycznie: playlista Linkin Park
- modowo: gotycka suknia za 11,50 z lumpa <3
- nowy cel: zdać praktykę 20 września!!
- zachcianka: kupić sobie nowe meble
- film na dziś: "Dziewczyna z sąsiedztwa"
- dzisiejszy humor: coś tam jednak chcę działać


Brak komentarzy: