29 stycznia 2013

Wpierdalam żelki...

... jak pojebana; jak pojebana płaczę. Tak troszeczkę tylko - zawsze to było tylko troszeczkę. A jednak, to nie jest tak, że ja sama się na to skazuję, tylko po prostu nie mam już siły. Nie mam wystarczająco energii, żeby dalej walczyć ze wszystkimi przeciwnościami ze strony mojego środowiska, ze swoimi własnymi uzależnieniami, za mało jej do walki o lepsze traktowanie związków homoseksualnych. Tak w sumie oznaką mojej słabości był moment, kiedy zrezygnowałam z polityki, którą lubię przecież od zawsze. Dziwne to ludzie decyzje podejmują, co nie? Od 2 godzin oglądam filmy z nie tak odległej przeszłości. Nie sądziłam że będę mogła za czymkolwiek tak tęsknić jak własnie za tym jednym - beztroską. Czy to kwestia tego, że robię się z roku na rok coraz bardziej dorosła (starzeje się, no cóż), czy może dlatego, że sama przybieram dla swojego życia tak dużo powagi. Brak mi szaleństwa, zastrzyku w najgłębiej ukryte żyły z adrenaliną, która ruszy mnie jakoś do działania, robienia głupot, śmiania się... Od kiedy to kurwa, stałam się takim ponurakiem? Za dużo pytań, za mało wiem, żeby móc sobie odpowiedzieć. Wyobraź sobie mnie i Ciebie, tak jak ja nas sobie wyobrażam... - zgubiłam zmysły, straciłam myśli! Przestaję kochać, przestaję umieć kochać.
Czy piję? Nie chcę, nie muszę. A piję. Dlaczego? Bo chce! (i jak widać muszę)...
Serce mnie boli, chyba powoli sama wymykam się sobie spod kontroli. Nie wiem co mam myśleć, a już tym bardziej co zrobić. Czuję że popadam w jakiś chaos, jakiś bezsens sytuacji w jakiej jestem. Nie mam siły, jak mówię, nie mam nawet pomysłu na cokolwiek do zrobienia. Nawet ostatnio odkryłam, że strasznie mało książek czytam ostatnimi czasy... Czyżby brała mnie tak dobrze znana mi w objawach i skutkach choroba? No cóż, wcale bym się nie zdziwiła, ale kogo to, przecież... żyje dalej.


- moje przemyślenia: za bardzo lubię pić i palić
- muzycznie: zamuły smętne
- modowo: fashionlista to zuo
- nowy cel: wytrwać!
- zachcianka: na spotkanie
- film na dzisiaj: "Wyspa Tajemnic"
- dzisiejszy humor: schizofrenia czy coś tam takiego

22 stycznia 2013

Lecz zrozum, nie ma wolności bez miłości!

Czasami wydaje mi się, że niektórzy ludzie myślą, że mogą się bezproblemowo wtrącić w moje życie i mówić mi, pod przykrywką tego "co dla mnie dobre", co tak na prawdę oni by chcieli, żebym robiła / z kim była / do czego zmierzała... a wiecie co?
Powrotów nie będzie.
Już nigdy nie zobaczycie mnie takiej jak wtedy... gdy nie umiałam podejmować najważniejszych decyzji, wybierać między jednym a drugim, rozróżniać dobro od zła, stojąc między młotem, a kowadłem. Nigdy więcej. I nie chcę już słyszeć, że ktoś się o mnie martwi, a tak naprawdę nie odpowiadają mu decyzje, jakie podejmuję. Po prostu, mam już na tyle lat, że mogę sama o sobie decydować - osiemnastka nic nie zmienia zbytnio, ale gdybym musiała zostać wyrzucona na głębokie wody, to dałabym rade, mimo powszechnego przekonania w mojej rodzinie, że jestem nieodpowiedzialna i niesamodzielna. Szczerze? Nienawidzę, gdy ktoś mówi o czymś, o czym nie ma pojęcia. Koniec kropka.





Sądzę, że nigdy tak na prawdę nie zrozumiemy tego, co nam się przydarzyło - dlaczego on nie pokochał mnie, dlaczego ja nie pokochałam kogoś, dlaczego właśnie w tym samym czasie skrzyżowały się nasze drogi, złączając się ze sobą i biegnąc dalej wspólnie... 
Jest jedno zdjęcie, w które mogę wpatrywać się godzinami. Zdjęcie osoby, którą kocham ponad wszystko zrobione tego samego dnia, gdy moje serce do niej zapłonęło (czyli w sumie tego samego dnia, gdy ją poznałam). Najciekawsze jest w nim to, że wtedy nie była moja, a już czułam, jakby była mą od zawsze, jakby z chwilą narodzin było nam pisane własnie wtedy się spotkać i zakochać. Ciekawy jest również ten wzrok... tajemniczy, subtelny, jednak pełen powagi, zdumiewający swoim czekoladowym kolorem, wzrok, po którym nic nie widać, ale podświadomie tłumaczę sobie, że na tym zdjęciu uchwyciłam w tych oczach rozbłyskające uczucie, tak niedopuszczalne, a jednak - istniejące! ahh *w*


"A wolność to nie jest port, nie adres i nie przystań
wolność, to ona po to może być, żeby z niej czasem
nie skorzystać..."

- moje przemyślenia: to 100 post na moim blogu, jupi ! ;D
- muzycznie: Kult od rana do rana
- modowo: nie wiem w co się ubierac ;<
- nowy cel: nadrobić filmy z S. do końca ferii
- zachcianka: pasta ze szpinakiem <3
- film na dzisiaj: "Tajemnica Brokeback Mountain"
- dzisiejszy humor: wewnętrznie rozchichotana

17 stycznia 2013

Szarość mnie zmienia.

Czuję się jakoś dziwnie. Zupełnie niekreatywnie, mimo tego, że dzisiaj skończyłam pisać swoją część pracy na konkurs z historii, no i sam fakt tego, że piszę tutaj musi świadczyć o jakimś natchnieniu z mojej strony... Miałam umyć włosy, no ale przecież pokazywałam się w gorszym stanie. Nie mam się w co ubrać, czy też precyzyjniej ujmując - nic mi nie odpowiada, mimo tego, że ciuchów mam pełną szafę oraz komodę. Za dużo eleganckich koszul, 4 kostiumy, a tu mi wychodzi, że nie mam żadnego zwykłego T-shirtu do spodni. Chciałabym krzyczeć o pomoc, ale przecież nic mi nie dolega. Przynajmniej w świetle, które na mnie pada wychodzi na to, że jestem całkiem przeciętnym człowiekiem, któremu czasami, jak każdemu, może się nie chcieć. Jak na razie tylko jedna osoba dostrzegła co znajduje się w mroku poza światłem. O dziwo to ta sama osoba, która już nie uczestniczy w moim życiu i w sumie mogła się w nim w ogóle nie pojawiać, bo nauczyła mnie czegoś, ale za jaką cenę!  Ano przecież - jest jeszcze jedna osoba, mój najlepszy przyjaciel, który dawno temu powiedział mi, że byłam pogubiona już jak mnie poznał, a wtedy to były może ze 3 lata naszej znajomości. Och tak, on był najbardziej spostrzegawczy, choć zawdzięcza to zapewne też temu, że tylko on jedyny widział moje życie w taki sposób, jak widział - mówiłam mu praktycznie o wszystkim i prawie codziennie. Nie powiem, że mi tego brakuje, bo nauczyłam się już żyć odcięta od tej "kroplówki", jednak czasami tęsknię. Ale jak mówiłam już - przywykłam. W moim życiu zaskakująco często tęsknię. Do wczoraj na przykład tęskniłam kilka dni, wiadome że za nim, cały czas myśląc, że cieszę się z tego co otrzymałam wraz z jego stratą, ale nie byłam gotowa na to, żeby pogodzić mój organizm i moje myśli z całkowitym brakiem jego osoby, niemożnością rozmowy z nim... Tak, tęsknię za nim cholernie. I nie świadczy to o żadnych wątpliwościach, ani niczym innym tej kategorii, tylko po prostu zastanawiam się, dlaczego podejmowałam w życiu takie, a nie inne decyzje, że teraz za tyloma osobami tęsknię. Team co jak co, mimo swoich wad i niedociągnięć systemowych, że tak to ujmę, też był dla mnie czymś niezwykłym. Doświadczeniem  możliwością obserwacji zachowań ludzkich, przyjaźnią, może nie u wszystkich pod koniec, ale przyjaźnią w dzieciństwie na pewno i teraz utrzymało to przyjaźń pomiędzy niektórymi z nas. Ale jednak, był czymś co kochałam ponad samą siebie, czymś co dawało mi radość, satysfakcję, beztroskę i powód do codziennych wariacji. Czuję, że w moim życiu czegoś brakuje...
Tytuł posta miał w sumie nawiązywać do tego, że gdy skończyłam dzisiaj pisać ową pracę na konkurs to siedziałam bezczynnie, jak idiota grając w candy crusch, bo po prostu ja nie mam nic do roboty w tym domu, dodatkowo humorystyczność mojej mamy jeszcze bardziej zabarwia mi dni, tak że już totalnie nic mi się nie chce. Wkurwia mnie to, ale z drugiej strony nie mam pomysłu na siebie, ani jak temu zaradzić. Nie byłam nigdy aż taka niemyśląca jak w ostatnich czasach... Nawet z postów na blogu nie jestem ostatnio zadowolona. Aaaa... dopada mnie paranoja!!


- moje przemyślenia: w moim domu szaro jak w PRL'u
- muzycznie: Kazik - "12 Groszy"
- modowo: znowu trzeba ogarnąć szafę
- nowy cel: uśmiechnąć się :)
- zachcianka: lasagne, lub cokolwiek włoskiego
- film na dzisiaj: "Modlitwy za Bobby'ego"
- dzisiejszy humor: zniechęcona

01 stycznia 2013

Witaj w 18 roku życia, dzieciaku

Rok 2013. 
Ah, ileż to lat temu obliczyłam, że podczas tej trzynastki osiągnę pełnoletność, jak to szybko zleciało :) Tak w sumie wiem, że nic to kompletnie nie zmienia, jedynie poza faktem, że mogę sobie legalnie kupować fajki i alkohol, mam dowód osobisty, mogę zdać prawko i podawać frytki w Macku. Bo przecież nie znajdę od razu super płatnej pracy, nie wyprowadzę się z domu, nie kupię super auta, ani wgl nic. Tylko coraz wyższa cyfra w rubryce "wiek". Rok temu pisałam w podsumowaniu roku 2011, że był on swoistym przełomem w moim życiu.Owszem, ale rok 2012 można zaliczyć do przedłużenia tego przełomu, poza tym dojrzałam w poglądach na niektóre sprawy, no i przećwiczyłam samą siebie - pod względem siły moich uczuć, wierności, szczerości, wytrzymałości psychicznej i mnóstwa tego typu rzeczy. W sumie można by powiedzieć, że rok ten był całkiem spokojny - przy boku jednej jedynej osoby, mojego S. Ale nie - jam przecie Resus. Nie było nudno ;P Zacznę od tego, że byłam w ferie zimowe w arabskim kraju, a mianowicie Maroko, poznałam zupełnie inną kulturę i mentalność ludzi. Dużo chodziłam w tym roku do kina, nagle zrobiło się to intensywniejsze o jakieś 200%, byłam w końcu na nocy filmowej Władcy Pierścieni, Zmierzchu, a w styczniu szykuję się na noc filmów Tarantino >_< Tak samo jeśli chodzi o koncerty - zwłaszcza Woor'owe, no bo najbliżej, ale na koncie mam dwa festiwale - Majówkę Wrocławską oraz Męskie Granie w Żywcu. Byłam zastępową w harcerstwie, jednak po rozpadzie mojego zastępu jakoś tak zmniejszył mi się entuzjazm i na chwilę obecną zrezygnowałam z tego, choć niezaprzeczalnie mi tego brakuje ^^ Pokłóciłam się wieloma osobami, które pokazały, że albo nie są godne, albo wcale im nie zależy na mojej znajomości, tak więc po co się produkować na marne, do tego rozpadł się Team... Lecz w tym roku wytworzyła się przyjaźń, która istniała już lata, ale tym razem (mam nadzieję) zacieśniła się w coś stałego i trwałego. Mowa oczywiście o Agunesu i wariatce Klaudii ^_^ Za to Michał okazał się być najlepszym psychologiem wśród wszystkich znanych mi wariatów xD W tym roku dość często paliłam i piłam, whisky zwłaszcza. Chyba przesadzałam w niektórych momentach... jednak z wszystkiego wyciąga się lekcję, a ja nadal piję, gdy mam ochotę, lecz teraz już wszystko pod kontrolą. Uczę się i przejmuję szkołą, albo raczej nie mam już wyjebane po całości, tak jak kiedyś - traktuję to jako jeden z największych pozytywów, no ale kurwa mam prze zajebistą motywację, więc cóż się dziwić (ale o tym może wspomnę kiedyś kiedyś, żeby nie zapeszać ;). Co jeszcze... przeżyłam dużo wzlotów i upadków, za równo pod względem moich ideologii i innych tego typu pierdół, jak również na tle psychicznym. Popełniałam błędy, w sumie w tym roku zdarzył się jeden zajebiście, ale to zajebiście istotny, który jednak nie zmienił mojego życia ze strony zewnętrznej, jednak wewnętrznie dokonał rewolucji - we mnie przynajmniej, jak sądzę, na dobre *w* No i co najważniejsze, w tym roku był ślub mojej siostry Romsi :3 aaa i dołączyłam do Kieleckiego Klubu Mangi i Anime KOEN. To chyba w sumie tyle, z tego co pamiętam, choć z roku na rok z moją pamięcią coraz gorzej (albo po prostu w tym roku tyle się działo).
W każdym bądź razie udało mi się spełnić kolejne marzenia:
- pojechałam na festiwal muzyczny
- byłam na koncercie Alcoholiki (fakt, nie Metallica, ale cover dobry ;)
- byłam w studiu Harry'ego Potter'a
- przekroczyłam granice Europy (Maroko)
- zapaliłam cygaro



Moje postanowienia noworoczne:
- schudnąć z 59 do 53kg
- znaleźć pracę
- być laureatką/finalistką jakiegoś konkursu
- min. 5 na koniec roku z biologii i PO
- zacząć znowu jeździć konno
- pojechać do Anglii z S.
- wybrać kierunek studiów i uczelnię w Warszawie
- pojechać na konwent

A tak wgl to dziękuję mojemu S. za najcudowniej i najmilej spędzonego sylwestra w życiu, za cały przeżyty rok 2012, wszystkie doświadczenia dzięki temu zdobyte, za uczucia poznane i na nowo odkryte, także za chwile smutku, każdy uśmiech na twarzy, oraz bliskość o jakiej każdy człowiek marzy <3


- moje przemyślenia: nigdy nie spędziłam tak miłego sylwestra
- muzycznie: Teruya Miho - "Asu he"
- modowo: nowe ciuszki z angielskich wyprzedaży <3
- nowy cel: 8 powyższych ;D
- zachcianka: obejrzeć "Wywiad z wampirem"
- film na dzisiaj: "Uprowadzona"
- dzisiejszy humor: zdecydowana