07 marca 2013

Give a little time to me or burn this out.

Od dłuższego czasu chciałam napisać, tylko nie miałam co... Czy przez wzgląd na to, że staram się odnaleźć siebie przez tyle lat, można stwierdzić, że już nigdy mi się to nie uda? Staram się być bardzo spokojna, racjonalnie podchodzić do tego, co mnie spotyka, ale mimo wszystko nie mogę przeżyć dwóch rzeczy - zazdrości i tęsknoty. O tej pierwszej przekonuje się co dnia od ostatnich miesięcy i chyba na prawdę muszę się gdzieś zamknąć. Co do drugiej sprawy... nie chodzi mi tu tyle o tęsknotę, a bardziej o poczucie braku czegoś (co jest jak dla mnie tęsknotą samo w sobie, ale w każdym razie nie jest to cielesna forma tęsknoty) i o dziwo wcale nie mam tu na myśli np. tego, że brakuje mi mojego dzieciństwa, Teamu czy coś (choć niezaprzeczalnie mi ich brakuje, sama nie wiem którego z nich bardziej) tylko czegoś, co jest we mnie, a czego nie znam. Albo może znam. Cały czas wydaje mi się że to o wolność chodzi, ale jak do cholery człowiek ma być wolnym w tym świecie?? Uświadomiłam sobie to najdobitniej jakieś 2-3 dni temu, gdy wracając do domu autobusem słuchałam "Sound the bugle" z soundtracku z "Mustanga z dzikiej doliny". Choć nie jestem przekonana do końca... Brakuje tego kawałka, którego szukam tyle czasu. Szukam wciąż i wciąż. I nic. Zastanawiam się dokąd to zmierza - im dłużej tak trwam, tym więcej zaczynam sobie przypominać rzeczy, których nie chciałabym pamiętać, albo myślę o tym, co przygnębia mnie aktualnie. Chcę zmian, a równocześnie jestem na tyle wielkim tchórzem, że nie potrafię nic zmienić. Strach przed zmianą jest pierwszą rzeczą, która mnie zabije. Aczkolwiek.... Ile mi zostało? Za rok będę pełnoletnia, w klasie maturalnej, i co? - w sumie to nic, jebejszyn mnie to jak wszystko inne, ale robię to, bo tak każe system. Ciekawi mnie czy gdyby system tak kazał, to nikt nie brzydziłby się prostytucją... Ale wracając -> kiedyś chciałam umrzeć w wieku 21 lat. Nadal podoba mi się ten wiek, ale nie zrobię tego na chwilę obecną. Wytłumaczenie jest oczywiste. I to nawet nie o to mi chodzi, to nie tego pragnę, ale jednak. Uciekam gdzieś w głąb. To już nie ja, która mówi to wszystko przez usta. Ja zostaję tylko w myślach, desperacko krzycząc, bo może w taki sposób mnie ktoś zauważy i odkopie. I'm scared. Totalnie nie wiem kim jestem. Znam swoją "powierzchnię", to kim jestem na co dzień - Resus, 17 (prawie 18) lat, licealistka, japanofilka, arachnofobka i fetyszystka; piszę wiersze i powieści; fanka Władcy Pierścieni... no w każdym bądź razie mogłabym tak pisać do rana. Wewnątrz też wiem, ale tylko w jednym miejscu, które nadal bije. Wiem ile i jakie osoby tam mają stałą posadę. A jest ich wiele, bo człowiek kochający jedną osobę nie umie kochać, a poza tym jest ono na tyle pojemne, że mogę kochać ich wszystkich; ale jak to ja -> tylko wyselekcjonowani, a z nich Ci najlepsi, mają tam wstęp. A poza tym... co poza tym mnie wypełnia? Czym jest ciało, gdzie jest dusza, gdzie umysł... Gdzie jestem?



"And maybe that's the reason that you talk in your sleep.
And all those conversations are the secrets that I keep
Though it makes no sense to me."

- moje przemyślenia: chyba jednak muszę pracować ;<
- muzycznie: Hurts - "Miracle"
- modowo: trzeba kupić buty na wiosnę <3
- nowy cel: odkładać kasę ze sprzedanych rzeczy
- zachcianka: popływać
- film na dzisiaj: "Oszukana"
- dzisiejszy humor: przygnębiona