19 marca 2012

Miłość - silniejsza ode mnie samej.

(yeeach, moje nowe włosy <3 !)

"Lekcja, której nie towarzyszy ból niczego Cię nie nauczy,
ponieważ nie można niczego uzyskać, nie poświęcając czegoś w zamian."
~ "Fullmetal Alchemist: Brotherhood" ~

Wiem, że nie zawsze w życiu jest kolorowo. Na pewno to wiem? Może...
Zagubione drogi nie powrócą nigdy.
Pytam i nadal nie słyszę odpowiedzi. Czasami wystarczy po prostu milczeć. Po jednym zdaniu dochodzę do wniosków, że nie wiem już nic. Zatracam się w przyjemnym zapachu wiosny, żeby móc tylko na chwilkę uciec od realności. Lubię ją, bardzo. Pragnę, chcę więcej... Co jeszcze? Ile mam przed sobą? Pytaniem samym w sobie jest, czemu muszę o tak wiele pytać? Znowu, od nowa to samo. Czego chcę, kim jestem?
Dla tej jedynej, wszystko czego pragnę... Zrezygnować z marzeń, a zarazem sięgnąć szczytów, tylko i wyłącznie po to, aby móc unieść się i latać ponad światem. Bo mam przy sobie najwspanialsze istnienie.

Ziemia do Resusa! Ok, ok - już jestem :) Dziwne humory mnie nachodzą, wiem. Dzisiejszy dzień pełen emocji i tak trzymać kobietko! Czasami samo coś do ciebie przyjdzie, no ale po co czekać - lepiej samemu coś zdobywać. To daje więcej satysfakcji. A jednak, szczęście samo do mnie przyszło :) Zwycięstwo nad ludzką marnością! Tylko pełnia kolorów... Nie liczy się nic innego. Jeszcze lepiej - podziwiajmy tę intensywną tęczę razem, tylko My i nic poza, świat nie istnieje. Tylko ja i Ty, i nasza miłość, ta cała radość, oraz cukierkowe aż szczęście i podniecenie. Rozkojarzenie, iskra, smak ust. To właśnie za tym tak bardzo tęskniłam przez całe moje dotychczasowe życie. Dziękuję za dopełnienie zmysłów <3


- moje przemyślenia: gotowanie to również rodzaj sztuki
- muzycznie: Aya Hirano - "God Knows Live"
- modowo: rock to jednak coś dla mnie
- nowy cel: napisać list w stylu barokowym
- zachcianka: na karpatkę :P
- film na dzisiaj: anime "Black Rock Shooter"
- dzisiejszy humor: motywacja, ale tylko do kuchennym rozbojów :)

We were strong performing silence

"Hope that you are near, valiantly appear..."

Koniec czegoś? Niee - sądzę, że kontynuacja tego, co zaczęłam już dawno. Zaczęłam od wyglądu. Teraz w sumie nadal się na tym skupiam... czyżby było to dla mnie aż tak ważne? Widocznie bardzo :P Zaczęłam zbierać energię, a podkreślając fakt, że jest ona pozytywna to chyba warto wspomnieć, że nabieram sił do dalszych wojen. Ile ich będzie? Sądzę że nie potrzeba mi walczyć tak jak ostatnimi czasy. Jednak, utrzymując to co mówię od dawien dawna, nadal mam swego rodzaju misję. W końcu po coś się żyje na tym świecie. Mam przed oczami obrazy tego, co tak wielu próbowało uchwycić. Nienawiść, miłość, zemsta, rozkosz. Jak się czuję, gdy ta słodycz opętuje moje zmysły? Ehh, nieważne - uciekam za bardzo w mój świat, choć po raz kolejny przyznam się przed samą sobą, że nie potrafię (nie chcę!) z niego zrezygnować. Wiara jest potrzebna. Zwłaszcza ludziom tak głupim jak ja :) Niezwiązany niczym, wolny od wszystkiego...

Witam od nowa w moim świecie. Umyśle rocznikowo 17-letniego już <resus>'a. Czy mi się wydaje, czy przez ten cały czas nabrałam jeszcze bardziej gówniarskiego podejścia do świata? Albo zasady Hime-sama rządzą mną tak bardzo, w świecie, w którym takie patrzenie na świat jest niedorzeczną lekkomyślnością. No bo jak?! Żyć po swojemu? Niee, to było by zbyt wielkim symbolem wolności, której nie ma. Nie tutaj... Mogę wszystko, a jednak... Czuję klatkę otaczającą całe szaleństwo, całą dzikość. Oswoić sobie lwa i wyprowadzać na spacer. Nie zabije nikogo, przynajmniej tak nam się wydaje. W końcu jest przecież oswojony! Nadal jest bestią... Widzę to wszystko. On tylko czeka.

I proszę - jeśli kiedykolwiek najdzie mnie na zmianę życiowego partnera to mnie zabijcie. Miłość jest tym co lubię, aczkolwiek nie jest dla mnie prostsza , nawet biorąc pod uwagę fakt, że było jej tak wiele. Ileż rzeczy muszę zmienić, na co spojrzeć inaczej. Pojmować to, co dla mnie niezrozumiałe, milczeć co chciałbym wykrzyczeć pod wpływem emocji. Panować na bestią spragnioną upustu swoich egoistycznych i dzikich żądzy. Nie żyć dla kogoś, ale w swoim życiu być dla tej osoby. Tak, chyba od początku właśnie o to chodziło. Po tak długiej tułaczce moje serce wróciło na swoje miejsce... Czuję się przepełniona miłością.


- moje przemyślenia: kiedy się tak zagubiłam?
- muzycznie: Gotye - "Somebody That I Used To Know"
- modowo: porządki w szafie
- nowy cel: znaleźć pracę
- zachcianka: zrobić jedzonko dla S. i tiramisu dla taty :)
- film na dzisiaj: "Żelazna Dama", "Ostanie tango w Paryżu"
- dzisiejszy humor: głupota toatlna i książki o seksualnych parafiliach

05 marca 2012

Maroko 2012, part 2

2. Agadir 14.02 - 18.02

No i doczekana zmiana miejsca. Kilku godzinna tułaczka marokańskim autokarem i wreszcie nowe miejsce - Agadir. Drugim hotelem był New Farah Hotel, naprawdę spoko miejsce. My oczywiście dostałyśmy apartament  xD Okolica też była dość ciekawa, gdyż tuż obok było miejsce pełne herbaciarni i tego typu kawiarenek, no i przede wszystkim 10 minut drogi do plaży, którą przeszłyśmy całą trzeciego dnia pobytu w Agadirze (czyli 7 dnia tak ogólnie). Pierwszy dzień w nowym mieście to zwiedzanko, dopiero drugiego wybrałyśmy się na wycieczkę do Kaskad i Banana Beach:








3 dzień to zapoznanie z plażą i ogólnie klimatem (temperatura dochodziła do 25°C) oraz wyjście do restauracji na rybkę. 4 dnia plażowałyśmy, już w strojach kąpielowych, ale niestety woda nie była tak ciepła i zdatna do pływania jak wcześniejszego dnia ;( No ale w tym mieście raczej nie da się robić nic innego. Wszędzie same hotele i kluby itede. Takie trochę drugie Sharm El Sheikh, jak w Egipcie :P



Ogólnie podsumowując jak dla mnie Maroko to kraj, który urok i zachwyt ma tylko i wyłącznie w górach. Nic poza tym, nie kręci mnie zbytnio łażenie po placach i targowanie się o produkty niskiej jakości... Ludność arabska mnie przeraża, a najbardziej fakt, że tam nie ma sygnalizacji świetlnych dla pieszych <!> A tak wgl, to będąc na Banana Beach dostałam tak oto przyozdobioną, gorącą czekoladę:

Poza tym to właśnie w Maroko po raz pierwszy zajarałam szisze. Kurde, to jest o niebo lepsze od fajek, zwłaszcza apple szisza! <3

04 marca 2012

Maroko 2012, part 1

Pierwszy krok w Afryce... ba! Pierwszy raz poza granicami Europy! Cóż za wspaniałe doznanie, zagłębić się nagle w inną kulturę, zupełnie inny świat. Kontynent zamieszkały przez ludzi o innych wartościach. Coś cudownego!

1. Marrakesz 10.02 - 14.02
Do Maroko wyleciałam z Anglii z lotniska Heathrow, a lądowałam w Marrakeszu. Pierwszy hotel to Assounfou Apart Hotel - zdecydowanie nie polecam, bo chociaż jest umiejscowiony niedaleko od placu targowego, a tuż obok jest pewnego rodzaju centrum z różnymi kafejkami i McDonaldem (taak, tam to jest hiciorem xD), to brak jakiejkolwiek obsługi, no katastrofa po prostu... Sam Marrakesz nie jest niczym zachwycającym, no chyba że nie boimy się ludności arabskiej i mamy całkowitą znieczulicę na żebraków, a także cierpliwość do błąkania się po wąskich uliczkach targowych, których nie ma końca. W Marrakeszu byliśmy 4 dni... czyli o 2 noce za dużo. Trzeciego dnia nie było już tam co robić po prostu >.< Ale za to byłyśmy na głównym placu targowym, gdzie poza straganami z najróżniejszą chińszczyzną można było zobaczyć żywe małpki, zaklinaczy węży, czy napić się świeżo wyciskanego soku:





Pierwszego dnia również spróbowałyśmy marokańskiej kuchni w "restauracji", w której rzucano nam sztućce na stół (hahaha, dobre, dobre ;P), był chlebuś, przystawka z pomidorów i danie główne -> kurczak z ziemniakami przyprawiony dużą ilością kurkumy... nawet dobre :)

Drugiego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do gór Atlas, które otaczają miasto i okolice, oddzielając je od oceanu, co sprawia, że z braku dostępu do wody jest tu tak gorąco, że w sierpniu temperatura dochodzi do jakichś 50°C o.0' Ale widoczki górskie były cudowne, do tego wspięłyśmy się do wodospadów (tzw. Ourika Valley), które zalewają te góry:



"Nad przepaścią"
Otwieram powoli zeszklone łzami oczy,
w kraju codziennych promieni słońca.
Miejsce, w którym czas nie istnieje.
Przejeżdżam przez opuszczone ziemie,
na próżno szukać tu życia.
Wdycham powoli powietrze, które
przestaje nim być. Tylko suchość.
O coraz dalej i wyżej, mijając
najróżniejsze stragany, pnę się do góry.
Szum zbawiennej wody zalewa me uszy.
Spada ze skał, gdzieniegdzie przybierając
postać śmiercionośnego lodu. Spada.
A skały jak skały, tak stoją
trwając w wiecznym transie,
a ja wspinam się po nich,
by chwilkę móc przystanąć
i nad przepaścią parę słów napisać.
11.02.2012r. by <resus>

Najfajniejszym "bajerem" tego kraju jest duża ilość parków z roślinnością, której jak na kraj afrykański wcale nie jest tak mało. Ciekawym pomysłem był cyber park, choć nic nie zrobiło takiego szału jak ogród kaktusowy, zafundowany przez francuskiego projektanta mody Yves Saint Laurent'a.




No i oczywiście Arabowie i ich przecudnie śmiechowe pismo, resusowe przekąski po arabsku oraz kurczak z ryżem kuskus z pomidorami i bazylią: