04 marca 2012

Maroko 2012, part 1

Pierwszy krok w Afryce... ba! Pierwszy raz poza granicami Europy! Cóż za wspaniałe doznanie, zagłębić się nagle w inną kulturę, zupełnie inny świat. Kontynent zamieszkały przez ludzi o innych wartościach. Coś cudownego!

1. Marrakesz 10.02 - 14.02
Do Maroko wyleciałam z Anglii z lotniska Heathrow, a lądowałam w Marrakeszu. Pierwszy hotel to Assounfou Apart Hotel - zdecydowanie nie polecam, bo chociaż jest umiejscowiony niedaleko od placu targowego, a tuż obok jest pewnego rodzaju centrum z różnymi kafejkami i McDonaldem (taak, tam to jest hiciorem xD), to brak jakiejkolwiek obsługi, no katastrofa po prostu... Sam Marrakesz nie jest niczym zachwycającym, no chyba że nie boimy się ludności arabskiej i mamy całkowitą znieczulicę na żebraków, a także cierpliwość do błąkania się po wąskich uliczkach targowych, których nie ma końca. W Marrakeszu byliśmy 4 dni... czyli o 2 noce za dużo. Trzeciego dnia nie było już tam co robić po prostu >.< Ale za to byłyśmy na głównym placu targowym, gdzie poza straganami z najróżniejszą chińszczyzną można było zobaczyć żywe małpki, zaklinaczy węży, czy napić się świeżo wyciskanego soku:





Pierwszego dnia również spróbowałyśmy marokańskiej kuchni w "restauracji", w której rzucano nam sztućce na stół (hahaha, dobre, dobre ;P), był chlebuś, przystawka z pomidorów i danie główne -> kurczak z ziemniakami przyprawiony dużą ilością kurkumy... nawet dobre :)

Drugiego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do gór Atlas, które otaczają miasto i okolice, oddzielając je od oceanu, co sprawia, że z braku dostępu do wody jest tu tak gorąco, że w sierpniu temperatura dochodzi do jakichś 50°C o.0' Ale widoczki górskie były cudowne, do tego wspięłyśmy się do wodospadów (tzw. Ourika Valley), które zalewają te góry:



"Nad przepaścią"
Otwieram powoli zeszklone łzami oczy,
w kraju codziennych promieni słońca.
Miejsce, w którym czas nie istnieje.
Przejeżdżam przez opuszczone ziemie,
na próżno szukać tu życia.
Wdycham powoli powietrze, które
przestaje nim być. Tylko suchość.
O coraz dalej i wyżej, mijając
najróżniejsze stragany, pnę się do góry.
Szum zbawiennej wody zalewa me uszy.
Spada ze skał, gdzieniegdzie przybierając
postać śmiercionośnego lodu. Spada.
A skały jak skały, tak stoją
trwając w wiecznym transie,
a ja wspinam się po nich,
by chwilkę móc przystanąć
i nad przepaścią parę słów napisać.
11.02.2012r. by <resus>

Najfajniejszym "bajerem" tego kraju jest duża ilość parków z roślinnością, której jak na kraj afrykański wcale nie jest tak mało. Ciekawym pomysłem był cyber park, choć nic nie zrobiło takiego szału jak ogród kaktusowy, zafundowany przez francuskiego projektanta mody Yves Saint Laurent'a.




No i oczywiście Arabowie i ich przecudnie śmiechowe pismo, resusowe przekąski po arabsku oraz kurczak z ryżem kuskus z pomidorami i bazylią:


Brak komentarzy: