11 lipca 2015

Oto moja milcząca krew, w nią wpisany mój kres.

Kiedyś byłam strasznie hermetyczna. Nie wychodziłam poza mrok, moją ulubioną piosenką było Spadam. Do tamtego dnia, w smaku najulotniejszej chwili miłości, radlera przy dźwiękach Stu Tysięcy Jednakowych Miast. Żyłam tak przez rok. Poprzednie lata były ciągłym powtórzeniem. Co wtedy miało sens? Przesłuchanie albumu Hipertrofii kojarzyło mi się z męką, niemalże reagowałam z niesmakiem. Aż poznałam Wole istnienia. Zatopiłam się. Potem Lśnienie. Potem jeszcze kilka innych. I doszłam do momentu przełamania stereotypu, który głosi że Czerwony Album jest najgorszy. Bo Los cebula stała się komerchą i wgl totalny badziew. Czy ktokolwiek z osób głoszących tę opinię naprawdę wsłuchał się w Jutro, albo 0RH+? Zakochałam się w nich obu, jednak to drugie zawładnęło mną totalnie. Słuchając Jutra myślę o poezji. Nie mam pojęcia, co czuł Rogucki pisząc ten tekst, ale gdy słucham tego utworu kojarzą mi się tylko wiersze i uczucie związane z pisaniem ich. 0RH+ otwiera mnie na nowe doznanie mnie samej. Wszystko co mam zapisane w krwi. Wszystko co się już spełniło i co ma się spełnić. Moja krew rozlana po upadku. Moja krew w tamtej rzece, gdy zahaczyłam o szkło. Moja krew, gdy słabłam. Moja krew, gdy będę walczyć. Uważam, że przestałabym być tamtą, ciągle szukającą "utraconego elementu puzzli", szukającą sama nie wiedząc czego, biegnąca, ani nie z, ani nie pod wiatr, żyjącą w próżni, w chwili, gdy przestałam trzymać się kurczowo Pierwszego Wyjścia z Mroku. Śmieszne, co nie? Coma jest moją metaforą. Dlatego ten właśnie zespół jest moim ulubionym (zaraz tuż po nim Myslovitz oczywiście!). Ale to Coma, głos Roguckiego i co najważniejsze, ich teksty, sprowadziły mnie z powrotem na ziemię, a zarazem pchnęły w kosmiczną otchłań mojej duszy. Czuję w końcu, uczuciem. Nie jestem niczym. Ale niczym feniks, unoszę się z popiołów, płonąc na złoto, gdy moje skrzydła sięgają gwiazd. Stałam się sobą. Nie kobietą, nie dorosłą, nie magistrem, nie prawnikiem. Ani Magdą, ani Resus. Jestem sobą. Po raz pierwszy w życiu kocham tę, która we mnie żyje i która porusza moim ciałem. Nie dzięki komuś, nie dzięki Tobie, ani jemu, ani nim, ani jej czy nam. Pobyłam ze sobą wystarczająco długo (mimo krótkiego czasu!). Ale w końcu czas to przecież tylko krótkie tchnienie. Ile już "czasów" przeżyłam? Ile z nich tak naprawdę zapamiętam? Dlatego kocham muzykę. Bo Sto Tysięcy już zawsze będę pamiętać. A gdy zagubię się znowu, zawsze mam pod ręką telefon z Jutrem i 0RH+ :) Nie boję się już chyba. Teraz się tylko przejmuję i martwię kilkoma drobnostkami, ale prawdą jest, że przestałam być odbiciem obaw innych. Mojej rodziny kim będę w przyszłości, przyjaciół, czy aby się nie stoczę. Teraz tylko żyję. Po śmierci już nie będę. Nie będzie niczego. Poza tym, co pozostawię. A na razie tylko tworzę wspomnienia. Nie chcę się stać ulotną mgłą, kroplą rosy na trawie, która nie pojawi się jutro. Chcę być swoim własnym bohaterem. Chce pokazać samej sobie, jaką wspaniałą osobą jestem. Chcę więcej uwagi poświęcić moim przyjaciołom. Tym PRAWDZIWYM, tym którzy zasługują na to od zawsze. Tym którzy się dopiero pojawią. Będę kochać, ale nie zatracać się już nigdy więcej. Przeżywać, rozmawiać, romansować, kochać się i śmiać. Ale przede wszystkim będę pisać. Tworzyć. Rozwijać się. Żyć, bo zawsze dotąd byłam martwą, porcelanową lalką. Beznadzieją w dodatku, bo wiadomo, że najładniejsze porcelanowe lalki mają loki :D W mojej głowie nigdy nie działo się nic dobrego. Taka już jestem. Jestem chaosem z początku mitologii greckiej. Jestem burzą, znoszącą budynki ze wzgórz. Jestem piaskiem w oczach, podczas wichury na pustyni. Jestem też ostatnią kroplą czystej wody, przed śmiercią na łodzi. Ciepłem kominka i koca w domu w trakcie śnieżycy. Ostatnim dźwiękiem przed rozstrojeniem fortepianu. Jestem miłością. Jestem szczęściem, które daję z każdym uśmiechem. Tym małym. Bo za dużym chowam swój strach i ból. Jestem ochroną i tarczą, ale tylko dla tych, na których mi zależy. Jestem swoim największym krytykiem i ulubieńcem. Gardzącym i psycho-fanem. Białym wilkiem z czarną panterą u boku. Moja największa miłość jest we mnie, a mimo wszytko kocham poza nią. To znak że moje serce jest wielkie. Nie musiałam nigdy przejmować się moimi decyzjami, bo zawsze były one dla mnie. Były moje. I nikt nie miał i nadal nie ma prawa ich osądzać. Moje życie jest moim największym darem, który zrozumiałam. Nie chcę już nigdy więcej z niego tak łatwo rezygnować. Nie będę się do niczego zmuszać. Jeśli będę chciała to zrobię cokolwiek, na co tę ochotę będę miała. Nie chcę, tylko będę szczęśliwa.


- moje przemyślenia: wszystko jest kwestią nastawienia
- muzycznie: Coma
- modowo: nowe buty Nine West <3
- nowy cel: napisać nowy wiersz
- zachcianka: wędzony łosoś
- książka na dziś: saga "Zmierzch" XD
- dzisiejszy humor: pozytywny

Na wszelki wypadek postawię znak w powietrzu.