23 stycznia 2018

Powiedz, czemu?

Odnalezienie tzw. autorytetu w moim życiu jest dla mnie niesamowicie zdumiewającym uczuciem. Takim, że w sumie to nic się nie zmieniło, ale w sumie to jednak czymś się inspiruję. Czy ja to dobrze rozumiem? Zawsze uważałam, że autorytetem musimy się zachwycać, podziwiać - oczywiście to jest, ale nie są to moje dominujące odczucia, bardziej wykorzystuję mój autorytet w kontekście motywacji w dążeniu do celu. Więc zapełniła się moja najważniejsza trójka: najdawniejszy autorytet muzyczny, jeszcze świeży autorytet polityczny, a teraz w końcu i życiowy (choć pod "karierę" też mogę to jakoś podpisać, ale czy to w sumie nie jest życie w jakiś sposób?). Chyba że liczymy też te kulinarne, to tu są chyba aż trzy :P (Ramsey, Gesslerowa i oczywiście Makłowicz). Do tych się mogę przyznać, resztę wolę zachować, choć dwa pierwsze są aż nadto oczywiste, lecz ten życiowy mógłby chyba zbyt wielu osobom zburzyć postrzeganie mojej osoby, choć nie ukrywam, że nie powinno to zaskoczyć ;) Ale skoro nawet Igor tego nie wie, to tym bardziej nie mogę tego od tak tu napisać. Moje życie kręci się wokół remontu i sesji, dwóch chyba najnieprzyjemniejszych rzeczy w życiu osoby w moim wieku. I tak, wiem, że potem będą kolejne - praca, szef, korki w mieście, ale na tę chwilę to jest moja rzeczywistość. I próby teatralne, choć nie powinnam tego wrzucać do kategorii tych negatywnych, ale zdecydowanie zabierających sporo czasu i energii. Niekiedy zastanawiam się, czy nie za wiele... ale no wiecie, na razie robię to "do portfolio", więc uznajmy, że darmówka to może trochę męczyć. Jednak doświadczenia zostają, na całe szczęście. No i ostatecznie chyba nie jestem taka zła, skoro reżyser do tej pory mi nie wykrzyczał, żebym spadała na drzewo, bo nie umiem grać. Mimo to wcale nie czuję się w tym dobra, ani nawet przeciętna. Czy to więc dobrze, czy jak w końcu? Staram się nad tym nie myśleć, tym bardziej, że jak na razie z moich planów życiowych wynika, że nie będę mogła się zająć teatrem na poważnie, czy też dążyć do stanu, w którym to będzie mój chleb powszedni. Ale o tym też, jak na razie, nie mogę napisać. Mam nadzieję jednak, że coś mi się w końcu w życiu uda, a przynajmniej powinno, bo przecież już swoje lata (XD) mam, koniec studiów tuż tuż, a ja nie mam zamiaru znowu marnować życia na magisterce, no a na pewno nie na dziennej. Nie ukrywam, że wolałabym już całkowicie uniknąć tego koszmaru, jakim są studia i to, jak są traktowani studenci w tym świecie.


- moje przemyślenia: czasami myślę, że ja to wolałabym być jednak sama
- muzycznie: tak, słucham Ich Troje
- modowo: nadjedzie ten magiczny czas i wrzucę 90% ciuchów
- nowy cel: uporządkować szafy oraz głowę
- zachcianka: wyjechać gdzieś daleko
- film na dziś: "Ścieżki"
- dzisiejszy humor: dość obojętny