20 kwietnia 2015

Indie/Nepal, oraz jak to teraz w życiu resus bywa

Jak łatwo rzeczy mogą nam się wydawać mylne. Tak, podejrzewam że pewnie poprzednie zdanie jest moim myślowym słowotwórstwem, ale chodzi mi o to, że wydawało mi się, że filozofia to będzie mój ulubiony przedmiot, a może nawet zmienię studia na filozofię, a tu taki chuj. Filozofię jakąś warto znać/mieć, ale żeby słuchać jej nauczania to chyba najgorszy katusz świata. W ogóle to wróciłam 9 kwietnia z Indii. Od tak, spontaniczna wyprawa, w sumie trochę na wariata, ale podejrzewam, że gdybym miała to planować i przygotowywać się, bo trwało by to latami. Indie oraz Nepal. Nie chce mi się specjalnie relacjonować tego, tak jak poprzednich wypraw. Po prostu nie chce mi się. W skrócie powiem tylko, że Indie są hardcorowe, jak na pierwszą tak daleką podróż - brud, smród (tam naprawdę krowy łażą i srają gdzie chcą), upał, nachalni ludzie, którzy chcą Cię naciągnąć na wszystko... Nepal zaś coś zupełnie innego, choć do mega czystych też nie należy, ale przynajmniej ludzie są spoko, no i co najważniejsze - TAM SĄ HIMALAJE. Dziękuję, znalazłam swój mały raj na ziemi. A dokładniej chodzi mi o trasę Pokhara - Annapurna Base Camp. Tylko połowę, czy też może 1/3 da się pokonać samochodem, reszta to czysty trekking :)

Ano i cud świata, którym się tak wszyscy jarają, ale moim zdaniem, resus jest lepszy od jakiegoś tam Taj Mahal...

Wiecie, tak w sumie to myślałam nad tym, żeby otworzyć bloga o podróżach (i jedzeniu!!) i w sumie jeśli naprawdę się zmotywuję do tego, to Indie i Nepal opiszę szczegółowo właśnie tam (spoko, spoko podlinkuję :D). W obecnej chwili myślę właśnie nad porzuceniem studiów prawniczych (omg!), pojechaniu do Anglii "w celach zarobkowych", jak ja to mówię, a nie wiem czemu B. się z tego śmieje, oraz aplikowaniu na studia do Warszawy albo Wrocka na psychologię - oczywiście na uczelnię państwową. Jeśli owszem to się uda, to prawdopodobnie będzie to największa dotychczas zmiana w moim życiu... a nie, wróć. To chyba będzie ZMIANA MOJEGO ŻYCIA, tak ogólnie, na lepsze :) Odważnie, ale cóż innego mi pozostaje, w końcu jest to tylko moje życie, moje błędy, moje decyzje. Musze patrzeć na to co JA chcę, a nie moi rodzice (bo głownie to o nich chodzi), nieważne zaś jak bardzo może to egoistycznie brzmieć. Egoistycznie to zabrzmi tylko dla ludzi, którzy przegrali swoje życie, tylko tacy mogą w tej chwili stwierdzić, że mówię jak egoista. W gruncie rzeczy, robię to, aby być w dalszym życiu szczęśliwą, a nie przytłoczoną pracą w miejscu którego nienawidzę. W każdym razie po dzisiejszej rozmowie z T. & G. wydaje mi się, że w końcu zaczynam sama podejmować decyzje. Sama, w sensie że sama odpowiedziałam sobie co chce teraz zrobić, a nie ktoś mi kazał zmienić studia itepe. Potrzebuję tego, bo prawo całkowicie hamuje mój potencjał. Ja wiem, że to jest zawód przyszłościowy i wgl, ale bez pleców to się nie da, poza tym jest to tak cholernie konserwatywny w cudzysłowu kierunek, który po prostu gryzie się z moją duszą, która lubi czytać wiersze i słuchać Comy po zmroku.
zresztą, nieważne...
Mam nadzieję, że moje życie staje się własnie bardziej pozytywne, niż przez poprzednie jego lata. Trochę się boję AŻ TAK gwałtownej zmiany, ale przecież nie można wiecznie trwać w bezczynności. Nie ryzykując - nie żyjesz. A mnie już chyba zrobiło się dość monotonni, choć z drugiej strony nie mogę narzekać na brak rozrywek, ale wiecie, ja po prostu zawsze chcę więcej. Teraz chcę mieszkać w Wawie lub Wrocku i studiować na normalnej, państwowej uczelni. Trzymajcie kciuki, żeby moje wypociny maturalne zapewniły mi miejsce wśród studentów studiów dziennych. Nie musicie się modlić, możecie zjeść spaghetti :)
W tym roku majówka z Behemotem i Szczygieł, czyli chyba kolejna nowość, bo jak dotąd wyjazdy takie miałam albo z S., albo sama. No, był jeszcze Woodstock, ale traktuję to trochę inaczej, bo jednak to byli woorowcy, a oni dwoje są moimi przyjaciółmi, więc trochę inny target :D Mam cholerne nadzieje na fun do upadłego. Po prostu, na beztroską zabawę, festiwal, dobre jedzenie, śmiech, po prostu, niemalże jak na teledysku jakiejś landrynkowej gwiazdki pop.


- moje przemyślenia: są granice, o których nie miałam pojęcia
- muzycznie: Coma - "W chorym sadzie" & "Wola istnienia"
- modowo: Torebka z Sinsay <3
- nowy cel: założyć blog o podróżach i BLOGA MODOWEGO, pozdro
- zachcianka: pizza koło Carpe Diem we Wrocku <3
- film na dziś: "The Way"
- dzisiejszy humor: stanowczy, jak nigdy

Na wszelki wypadek postawię znak w powietrzu...