(wiecie co? chyba jednak czasami tęsknię
za nią)
... a ja
zdecydowanie powinnam już spać, no i co? Nic, poskrobię sobie trochę na
klawiaturze, przecież uwielbiam w ten sposób wyładowywać moje chwilowe lub nie
humory. Znowu tęsknię. Tym razem za moim światem. Tym moim ukochanym,
osobistym, dzielonym tylko z jedną osobą, która przecież była przy mnie prawie
zawsze. Za osobą, która była zawsze, a teraz tak jakby zanika. Za nim, który
mimo swych niedoskonałości wypełniał swym uśmiechem każdą, nawet najgłupszą
spędzoną w galerii i nie tylko chwilę. Tęsknię za Teamem, wartym lub nie,
jednak pełnym głupoty, beztroski, dziecinady i szaleństwa. Bo właśnie takiego
szaleństwa mi teraz brakuje, i nie wiem czy chce właśnie je poświęcać w zamian
za noce przy piwie na koncercie dajmy na to w uroczej menelni zwanej Woorem.
Rozstania są trudne. Pod każdym względem, a co jak co, ten rok jest w nie
obfity jak (kurwa, nie wiem, brak metafory). Co najfajniejsze zdałam
sobie sprawę z pewnego mojego uzależnienia, które od dziś próbuję
zwalczać i nie mówię tu ani o fajkach, ani whisky, ale o czymś, o czym raczej
nie da się pisać. Mogę tylko przyznać, ze po jakiejś części wynika to z braku
faceta. Choć nie wiem czy ten brak jest akurat tak odczuwalny. Skoro przy niej
moja największa dotychczasowa miłość przygasła (no bo jak się okazuje jeszcze
nie znikła, tylko jak jakby weszła na inny level doświadczenia), no to chyba
jednak ma to jakiś sens, co nie? Piszę dzisiaj chaotycznie, bo plączę ze sobą
myśli, jedno zdanie o tym drugie o tym - wybaczcie :) Gadałam ostatnio z
Brigitte. W sumie rozmowy z nią są całkiem normalne. Wręcz przerażająco
normalne, ale to chyba potwierdza, że nadal jesteśmy dla siebie takie same jak
kiedyś, tylko teraz jest miedzy nami dystans. Z jednej strony to przykre, z
drugiej - ja pierdole, chyba się boję tego, boję wrócić. Nie bo godność, honor
czy coś innego tego typu. Po prostu nie umiem sobie tego wyobrazić po
tym wszystkim, po wszystkich moich łzach, po kłótniach jakie przeżyłam podczas
tego wszystkiego, po skutkach jakie to na mnie i nie tylko wywarło... Choć w
skali zranień wysoko notuje się również Olek, ale jeśli jego jedynego chodzi to
nie mam na co akurat narzekać. I tak powinien mnie jeszcze trzasnąć w ryj i tak
było by mało, żeby odpłacić się za to, jaki ból ja mu zadałam, no ale huj, kogo
to obchodzi? No racja, idź być gejem gdzie indziej, ja sobie będę tu, all the
time, jakby coś możesz zawsze wrócić, ale żeby się prosić? No to powiem tylko
jedno - pierdol się. Kurwa. Wkurza mnie to jak nie wiem. Wszyscy mi wsadźcie
nóż w plecy albo palec w dupę, oł je. Brakuje tylko nawiązania do mojej
kochanej mamusi, które pominę, albo napiszę, ale trochę dalej. Dla pocieszenia,
byłam dzisiaj w Multikinie, aby zakupić bilety na noc Zmierzchu. 11 godzin
lania w gacie ze śmiechu, o tak - to jest bardzo pozytywne. No ale
nie, negatywnie - mam taki artblock, że normalnie stoperan przy
tym wymięka. A miało być tak pięknie, pomysł na cykl, pomysł na książkę, a
wszystko to w pizdu. Jeszcze podobijajmy się muzyką trochę, a czemu nie,
przecież już późno, więc nie ma różnicy czy usnę zaraz, czy za kilka godzin,
skoro i tak się nie wyśpię do szkoły (co mi przypomniało że nie jestem
spakowana)... I taki nieogar mi towarzyszy od kilku lat... Chyba nie chce z
nikim mieszkać. Chyba nie chcę z nikim spać, ogólnie narażać kogokolwiek na ten
humor. Pierdole, to dlatego od zawsze marze, żeby sobie strzelić w łeb, a
przecież praktycznie nic mnie nie powstrzymuje, równie dobrze, gdy się nie ma
broni można to zrobić na wiele innych sposobów. Ale nie bo trzyma mnie kurde
sentyment, miłość, przyjaciele, muzyka, anime i mangusie, kurczak mcnuggets,
zachody i wschody słońca, whisky i jeszcze parę innych bzdetów.
Brakuje mi jednego, za co oddałabym wszystko wyżej wymienione. To czego
pragnę i do czego tęsknię.
1 komentarz:
Spod powiek wypływa wprost do szkarłatnego kieliszka łza w ósmym tęczy kolorze. "Bo 'tęsknić' i 'czekać' to prawie to samo. Pod warunkiem, że czekając się tęskni, a tęskniąc czeka."
Prześlij komentarz