27 września 2012

A niebo znów na głowę spada mi.


Czyżbym zrobiła dzisiaj głupotę? Może.
Pora na podsumowanie ostatniego okresu mojego życia, czyli jakiegoś tygodnia. Może zacznę od tego, że przez jakiś czas przepełniły mnie wątpliwości. Tutaj musi pojawić się pewien wątek - dziękuję Ci za wczorajsze pół godziny rozmowy i słuchaniu o mojej beznadziejności, takie wylanie się czasami mi pomaga i stawia na nogi, bo nie mogę powiedzieć, że otrzeźwia, bo jestem na kacu po dzisiejszym dniu. Tak wgl to wczoraj miałam naprawdę krytyczną noc. Poza oczywistym już faktem, że miałam ochotę umrzeć, to jednak wczorajsza samotność stała się naprawdę przytłaczająca. Usnęłam smutna i w jakiś sposób wkurzona tym całym natłokiem głupich spraw, tak więc wstała w równie podobnym humorze. Oczywiście rano, zamiast dzień dobry, policzek w twarz w postaci telefonu od ojca: "zrób to, zakończ tamto, nie zadawaj się z tym i z tym, wstawaj wcześnie, siedź w domu w weekendy jak ciota, bo nie masz życia". Super. Tego mi było naprawdę trzeba. Czy naprawdę oni po tylu przeżytych latach na ziemi nie zdobyli choć odrobiny empatii? No po prostu nie wierzę! Oczywiście brak śniadania, wyszłam z domu i skierowałam się do starego znajomego, z którym oczywiście piliśmy piwo, które jeszcze nadal jakoś delikatnie czuję w sobie. Nie poszłam do szkoły. Wiem, że łatwo jest mówić "nie chce mi się", albo "nie mam na to humoru" i wymigiwać się od różnych rzeczy, ale dzisiaj naprawdę nie chciałam tam iść (sytuacja, jak z poprzednich lat, tylko że wtedy wagarowałam za każdym razem, gdy chciałam, dziś był pierwszy raz od początku szkoły, a jakbym miała nadal tak samo robić, to bym równie dobrze mogła wgl rzucić szkołę, albo chociaż przynajmniej mieszkanie z matką). W każdym bądź razie chcę nawiązać do tego, jak to humory mogą wpłynąć na życie człowieka, który podobnie jak ja, odczuwa owe humory tak intensywnie. Kurde, tak naprawdę to cały ten tydzień jest jednym, wielkim humorem - spowodowanym wątpliwościami natury "to be or not to be" (czyli po prostu co chce robić w życiu, czy odpowiada mi to co jest, a najważniejsze, to czy nadal chcę żyć), skurwielsko nieznośnymi humorami mojej matki, również głupotą i nietolerancją obojga moich rodziców. Do tego wszystkiego dorzuca się jeszcze fakt, że moje "nie chce mi się" znów się aktywowało. Kurwa, ciekawi mnie czy mogę mieć depresje? W końcu mogę to mieć jakoś genetycznie, czy jakoś tak, no ale tak w sumie z mojego wczorajszego tentegowania w głowie, może na to wychodzić -> myślałam o tym jaka to jestem beznadziejna, że nie zasługuję na bycie z osobą którą kocham, że nie będę robiła w życiu tego co chcę, bo mi się nie uda. Teoretycznie wystarczy się ogarnąć i jest ok. Ale nie umiem. Nie, nie chce mi się; nie potrafię... Czy ja się robię niefajna od jakiegoś czasu? o.0

- moje przemyślenia: męczy mnie wszystko
- muzycznie: Phil Collins - "Two Worlds"
- nowy cel: ogarnąć się kiedyś
- zachcianka: spać przytulona do małej istotki <3
- film na dzisiaj: "Zabiłem moją matkę"
- dzisiejszy humor: wprost trzeźwiejący xD

Brak komentarzy: