30 sierpnia 2018

Napiszę Ci cały post.

Czy wszystko wróciło do normalności? Być może, choć nie lubię sobie mydlić oczu - teraz już wiem, że jest względnie spokojnie, bo potwór żyjący we mnie zwyczajnie śpi. Jeden mały powód do zapłonu i cały mechanizm smutków i żałości znowu się rozleje we mnie. Żyję. Choć w tym momencie jest to bardzo powolne kroczenie po jakiejś wyznaczonej ścieżce ku nieznanemu. Powinnam się ekscytować, jak to zawsze robiłam na myśl o owym nieznanym, ale chyba dziecko zabija się w sobie właśnie w takich chwilach - teraz czuję bardziej irytację, bo wolałabym już stać na pewnym gruncie. Czy to naprawdę jest starość? Przecież starzy ludzie też potrafią czerpać życie garściami. Czyż więc jest to, jak to określił anonimowy komentarz przed chwilą, depresja? Zapewne ma ona wpływ. Całe to miejsce, pozornie tylko moje, jest rejestracją tej mojej depresji. Tego mojego potwora. Im bardziej o tym myślę, tym bardziej zastanawiam się czy moje ja, mój charakter, wszystko co utożsamiam z sobą, jest mną, czy nią? Kiedyś mówiłam o swojej sile, która teraz jawi mi się jako moja słabość. Moje zdolności, za które się ceniłam, odbierały mi każdą radość, każdą ważną osobę, może w końcu po części też mnie samą... Zbyt głębokie rozważania, zbyt szeroka filozofia może naprawdę zgubić. Podobno możemy osiągnąć wszystko, jeśli tylko jesteśmy w stanie o tym marzyć, jednak prawda jest taka, że pomimo moich marzeń i tak zapewne przeżyję życie, aby na koniec upewnić samą siebie, że nic mi to nie dało. Przekroczyłam wymarzony na nagrobku, magiczny wiek 21, więc nawet śmierć nie ma już swojego literalnego sensu. Teraz po prostu staram się trwać najlepiej dla siebie i o dziwo to zapewnienie jest naprawdę mocnym argumentem tego, że "jest dobrze". A kogo ja przekonuję? Bo raczej nie samą siebie. Niedawno temu tęskniłam do samotności. Szkoda tylko, że dostałam jej najgorszą wersję. Tę samotność w samej sobie, pomimo ludzi wokół mnie. Choć nie zawsze tych ludzi, których bym chciała.

Nadal szukam sposobu, oby odciąć się od przeszłości.

- moje przemyślenia: odliczam każdą minutę
- muzycznie: Dua Lipa - "New Rules"
- modowo: ej no, jestem w UK, plis XD
- nowy cel: zdać obronę
- zachcianka: coś
- serial na dziś: "Dawno, dawno temu"
- dzisiejszy humor: ujdzie

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dziękuje, za posta. Rozumiem ten względny spokój, kiedy wszystko pozornie wróciło do normalności. Dramat nadal rozgrywa się w naszych głowach. Ludzie myślą, że kryzys minął bo się uśmiechamy, wychodzimy z nimi na piwo, czy idziemy rano do spożywczaka po bułki. Najgorsze minęło. Śmiech. Specjalnie zakładamy maski, by nikt nie widział jak łatwo nas zranić oraz jak mocno cierpimy. Ja zjebałam sobie całe swoje życie. Dzieki czemu nie potrafie spac spokojnie. Jak bym film oglądała, scenki z mojego życia przelatuja mi przez głowe. Teraz tak jak ty dryfuje w nieznane, chociaz kiedys szczegółowo to wszystko zaplanowałam. To są moje marzenia, nie wiem czy ma to sens, ale innych planów nie mam. Wiec idę ta drogą. Życie to taka chuśtawka, raz jest dobrze, a raz żle. W dodatku skubana skrzypi, ze starosci. Mam ochote zejsc z niej, zapalić papierosa i pokazać tym fałszywym ludziom, którzy mi pomogli znaleść się w tym stanie "fucka". Trzymaj się prosto mała, nie daj się stłamsić, jezeli coś Ci się spodoba walcz o to. Być moze odnadzie sie kiedyś sens w tym wszystkim.

Anonimowy pisze...

Chcialam jeszcze dodac po przemyśleniach, że ten stan u mnie to nie tylko wina innych, to w głównie moja wina, moich błędnych wyborów. Miałam taki natłok myśli, czułam się porzucona, samotna wsrod innych, obarczona obowiazkami, przytłoczona pracą, chora. Zazdrosna, i to jeszcze jak. Robiłam straszne rzeczy. Wstyd mi, że stałam się taka. Gdy juz zapedziłam się tak w kłamstwa, nie mialam odwrotu. Odeszlam od wszystkich, wycofałam sie nagle. Upiłam i omal nie zabiłam. Pomogła mi osoba, którą najbardziej skrzywdziłam. Tak nagle stałam się znów potrzebna. Teraz z perspektywy czasu, wiem że należy od razu mówić co się czuje. Nie tłamsić w sobie, nie radzić tak zwanych "przyjaciół". To bez sensu, Słysząc te dobre rady, zrobiłam najwiecej złego. Uwierzyłam w głupoty, łączyłam wątki, układałam najgorsze scenariusze. Zdrada, tak myślałam, że ukochana osoba mnie zdradziła. Potem potoczyło się wszystko z górki. Nie wiem w sumie czemu to pisze, nie mam się komu wygadać. Uznam, że to moja własna terapia. Może to ostatni komentarz odemnie, dlatego powiem że zanim podejmie się jakiś krok należy to przemyśleć. Na spokojnie, nie mówić każdemu o swoich obawach, bo potem jest gorzej.Nie każdy okazuje wsparcie, inni często żyją cudzym nieszczęściem i je podsycają.