05 grudnia 2013

Nie lubię tego uczucia

które zadać potrafi mi tylko ona jedyna na tym świecie. To trochę głupie... bo jest to zazdrość, no i jeszcze uczucie bezsilności, czy też może bezradności. Taka słabość po prostu. Czuję się tak zawsze oglądając jakieś stare zdjęcia, albo wywiady. Za każdym razem czuję się tak samo, gdy chociaż na chwilę wkradnie się do mojej głowy myśl, że pasowały do siebie lepiej, niż my. I myśl ta pożera mnie ostatnio co dnia. Co dnia na nowo odradza się we mnie i atakuje, aby przed snem wyniszczyć mnie i moje odczucia; aby osłabić i zniszczyć; i przyznaję, że sama na to pozwalam, ale jest to machina, której już nie potrafię samodzielnie zatrzymać, ale którą widocznie tylko ja rozumiem i znam. Szkoda tylko, że nie zapisałam sobie na kartce, zanim zapomniałam, jak się ją dezaktywuje. Najgorszym posunięciem ostatnich dni było przeczytanie listu, który wydaje mi się, jakbym mogła pisać codziennie od nowa i od nowa, dopieszczając jego formułę, czyniąc z niego jeszcze większy popis pisarski niż do tej pory. Jakoś stał się on klapą, zamykająca w piwnicy wszystkie wiersze, które chciałyby ujrzeć światło dzienne. Wiem do czego mi tak tęskno. Potrzebuję wewnętrznego katharsis, którym do tej pory był właśnie ten list. Tylko on wywołał we mnie tak silne uczucia, pozwolił mi je rozładować. Sam okres jego pisania był jednym wielkim wybuchem. A na obecne czasy muszę poszukać czegoś nowego. Katharsis, katharsis - potrzebuję tego! Zwariuję inaczej, umrę gdzieś zamknięta w próżni własnej podświadomości, niczym w "Incepcji". Już mało mi brakuje, ja już i tak powoli umieram. Czemu tego nie widzi? Zawsze się nad tym zastanawiam. Że trafił się ktoś kto nie wierzył i nie znał, a UJRZAŁ. I to nie była pożądana osoba. A teraz skaczę przed wszystkimi starając się im wykrzyczeć, ale oni nie słyszą. A potem dziwić się, że ucieknę. Najpierw z materialnej rzeczywistości, a potem całkiem się od was odsunę, gdyż właśnie taki plan narodził się we mnie. Mogę skończyć wszystko już teraz. Nie dlatego, że mi nie zależy, wręcz przeciwnie. Alę wolę odejść, niż zniszczyć wszystko po kolei, tylko dlatego, że nie panuję nad własną agresją, nad moimi najskrytszymi myślami. Kocham, ale jak zabójca może kochać. Wznoszę się nad niebo, ale samobójcy tam nie trafią. Biegnę, ale bez nóg się nie poruszę. Nie da się żyć, bez duszy, bez serca, bez iskry. Nie da się ufać, nie ufając samemu sobie. Nikt mi nie ufa, bo nikt tak na prawdę nie może. A w tym wszystkim ona. Moja przepaść.


- moje przemyślenia: ostatni rok szkoły, a co
- muzycznie: Alcoholica <3
- modowo: kupony do H&M, kontra brak kasy
- nowy cel: Zakopane!
- zachcianka: muzyka w deszczu
- film na dziś: "Incepcja"
- dzisiejszy humor: zmotywowana

Brak komentarzy: